Sąd wyłączył jawność rozprawy na czas wyjaśnień oskarżonego i trojga świadków z najbliższej rodziny ofiary. Chciał w ten sposób chronić szczegóły z życia intymnego ofiar, oszczędzić stresu świadkom i uzyskać lepsze warunki do wszechstronnego wyjaśnienia sprawy. Na początku rozprawy sąd przyjął także powództwo od pełnomocnika rodziny ofiary, mec. Zbigniewa Ćwiąkalskiego. W powództwie tym żona ofiary domaga się dla siebie i osieroconych dzieci ok. 4 mln zł tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia oraz rent dla dzieci. Zwęglone zwłoki ofiary Zwęglone zwłoki ofiary znaleziono pod koniec lutego 2012 roku na łące w krakowskich Mydlnikach obok płonącego auta. Jak ustalono, samochód należał do Pedra F. - członka zarządu firmy Mota-Engil. Tożsamość Pedra F. potwierdziły badania. Dzień później policja zatrzymała podejrzanego Mariusza F.Prokuratura oskarżyła go, że działając w zamiarze zabójstwa, co najmniej pięć razy strzelił z broni palnej w głowę biznesmena, co spowodowało jego śmierć. Oskarżyła go także o zniszczenie samochodu wartego ponad 136 tys. zł. "Broń przypadkowo wypaliła" W śledztwie Mariusz F. nie kwestionował zdarzenia, kwestionował natomiast zarzucony mu zamiar zabójstwa. Jak wyjaśnił, umówił się na spotkanie z obywatelem Portugalii, ponieważ chciał, aby zaprzestał on kontaktów z jego żoną. Mówił, że na spotkanie umówił się po lekturze sms-ów żony i Pedra F., a broń zabrał dla obrony. W trakcie rozmowy w samochodzie Pedra F., kiedy obcokrajowiec - jak twierdził podejrzany - chciał go uderzyć w twarz, broń przypadkowo wypaliła. Kolejne strzały padły natomiast z emocji - wyjaśniał. "Działałem wtedy w szoku" Podał także, że po uświadomieniu sobie, że zabił Pedra F., wywiózł ciało na łąki w Mydlnikach i podpalił razem z samochodem. Jak tłumaczył, działał wtedy w szoku. Broń wrzucił do Wisły z mostu Grunwaldzkiego. W domu opowiedział, co się stało. Rodzina wezwała policję. Prokuratura uznała jednak, że Mariusz F. działał świadomie z zamiarem zabójstwa. Świadczą o tym m.in. przygotowania, jakie poczynił, kupując czarny proch i poszukując informacji o zasadach jego użycia. Śledczy opierali się także na opinii biegłego, który stwierdził, że z broni jakiej użył, nie można było oddać strzałów w systemie "łańcuszkowym". Za każdym razem konieczne było ręczne napięcie kurka i naciśnięcie spustu. Mariuszowi F. grozi kara do 15 lat pozbawienia wolności, 25 lat lub dożywocie.