Jak dowiedziała się w środę PAP w Sądzie Okręgowym w Krakowie, rodzina pozwała szpital o zadośćuczynienie za spowodowanie u dziewczynki trwałego kalectwa oraz niedopełnienie obowiązku opieki w szpitalu przez personel medyczny. Domaga się 600 tys. zł zadośćuczynienia i comiesięcznej renty w wysokości 2,5 tys. zł. Obrażenia u jednej z urodzonych w lutym 2011 r. bliźniaczek stwierdzono w siódmym dniu pobytu dzieci w szpitalu w Wadowicach. Prześwietlenie w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu wykazało złamanie kości czaszki. U dziecka w wyniku tego doszło do uszkodzenia mózgu. O urazie doznanym przez jedną z bliźniaczek rodzina zawiadomiła prokuraturę. Według ustaleń śledztwa dziewczynka urodziła się zdrowa, obrażenia nie powstały podczas porodu, były one wynikiem tępego urazu głowy, ale nie udało się ustalić sprawcy. Szpital wniósł o oddalenie powództwa. Podał m.in., że nie można zgodzić się z twierdzeniem zawartym w pozwie, iż odpowiedzialność szpitala jest niewątpliwa i że do urazu doszło w sytuacji, gdy noworodek znajdował się pod wyłączną opieką personelu. W odpowiedzi na pozew wskazał też, że gdyby doszło do nieumyślnego wypadku z winy personelu, mało prawdopodobne jest, aby nie wdrożono natychmiast stosownego postępowania i monitorowania dziecka; i że - nawet gdyby doszło do wypadku - mało prawdopodobne jest, aby można było ten fakt zataić. Jak podała w środę "Gazeta w Krakowie", proces w tej sprawie rozpoczął się w poniedziałek w wydziale cywilnym krakowskiego sądu. "Moja wnuczka wymaga stałej rehabilitacji. Nie siada samodzielnie, je tylko zmiksowany pokarm, nie widzi, choć oczy ma sprawne. To wynik urazu mózgu, po którym dostawała ataków padaczki i lekarze musieli wyciąć ogniska padaczkowe" - cytuje "Gazeta" babcię dziewczynki. Strony nie zawarły ugody na pierwszej rozprawie