W produkujących nawozy i chemikalia zakładach Grupy Azoty w Tarnowie (woj. małopolskie) zatrudnienie znajduje ponad dwa tysiące osób. Ewentualna redukcja etatów byłaby mocno odczuwalna na lokalnym rynku pracy. Zamknięcie zakładów można już rozpatrywać w kategoriach katastrofy. W związku z oświadczeniem wydanym przez Grupę Azoty S.A., dotyczącym wstrzymania części produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6, prezydent Tarnowa Roman Ciepiela napisał do Tomasza Hinca, prezesa zarządu spółki, list. Zauważa w nim, że "obecna sytuacja geopolityczna i spowodowane nią niedobory surowców, a co za tym idzie - ich wysokie ceny, nie sprawiają wrażenia, że mamy do czynienia z trudnościami o charakterze przejściowym".I pyta: czy istnieje potencjalne zagrożenie redukcji zatrudnienia w okresie długofalowym? Prezydent Tarnowa chce się także dowiedzieć, co z realizacją umowy zawartej przez Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej z Grupą Azoty. Chodzi o zwiększenie zakupu mocy ciepła. Ciepiela pyta również o to, jaka jest perspektywa częściowego uruchamianie produkcji na wskazanych liniach, aby zapewnić minimum dostaw. Deklaruje też gotowość do rozmów i spotkania. Roman Ciepiela: Jestem rozczarowany Jak dowiaduje się Interia, odpowiedź przyszła po tygodniu, ale nie uspokoiła prezydenta Tarnowa. - Otrzymałem dziś list od Grupy Azoty podpisany przez dwóch członków Zarządu. Informacje są bardzo ogóle - że trwa agresja Rosji na Ukrainę i w związku z tym mamy kryzys gazowy. W drugiej części listu napisano, że odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania nie mogą być udzielone, bo uniemożliwia to kodeks spółek handlowych, a Grupa Azoty jest spółką giełdową, więc obowiązuje ją odpowiedni tryb publikacji - mówi w rozmowie z Interią Roman Ciepiela. I nie kryje, że nie jest to satysfakcjonująca odpowiedź. - Jestem rozczarowany - przyznaje. - Po pierwsze, odpowiadam za bezpieczeństwo naszego miasta. W Tarnowie ulokowany jest zakład, który zatrudnia 2200 osób, a licząc z kooperantami - wiele tysięcy, które to osoby swój gospodarczy i życiowy byt związali z Grupą Azoty. Ta moja troska jest chyba na miejscu? - pyta. I zwraca uwagę także na inny aspekt - dotyczący bezpieczeństwa produkcji. - Po drugie, to firma o niebagatelnym znaczeniu dla bezpieczeństwa naszego miasta. To koncern chemiczny. Przebiegające tam procesy technologiczne muszą być odpowiednio nadzorowane - wskazuje. - Po trzecie, sam jestem akcjonariuszem Grupy Azoty. Co prawda niewielkim, ale jednak, więc chciałbym wiedzieć, jakie będą dalsze losy firmy - dodaje prezydent Tarnowa. Jak mówi, rozumie ograniczenia wynikające ze statusu spółki notowanej na giełdzie. - Oczekiwałbym jednak więcej informacji, choćby w trybie zgodnym z regułami publikacji przewidzianymi dla takich spółek - zauważa. Jednocześnie uspokaja, jeśli chodzi o dostawy ciepła. - W piśmie nie ma odpowiedzi na to pytanie, ale wiem od dyrektora naszego MPEC-u, że dostawy ciepła są kontynuowane i nie są zagrożone. Z Grupy Azoty kupujemy 30 megawatów mocy, całe zapotrzebowanie na ciepło w mieście to około 150 megawatów i nasza ciepłownia jest w stanie taką moc wytworzyć, więc jesteśmy spokojni - mówi. Zobacz też: CO2 to wierzchołek góry lodowej. Nawozy przestają się opłacać Grupa Azoty. Ceny gazu i wstrzymana produkcja 23 sierpnia należące do Grupy Azoty zakłady chemiczne ograniczyły część produkcji niektórych chemikaliów i zatrzymały część instalacji z powodu wysokich cen gazu. Analogiczną decyzję o wstrzymaniu produkcji nawozów ze względu na wysokie ceny gazu podjął także 23 sierpnia Anwil należący do PKN Orlen. Kilka dni później, po tym, jak alarm podniosła m.in. branża spożywcza (dowiedz się więcej tutaj), 29 sierpnia Orlen ogłosił, że Anwil wznawia produkcję nawozów. Sytuacja w Grupie Azoty pozostaje pod znakiem zapytania. Sprawą z polecenia premiera zajmują się wicepremierzy: Henryk Kowalczyk, minister rolnictwa i Jacek Sasin, minister aktywów państwowych. Jak przekazał Mateusz Morawiecki, Sasin i Kowalczyk zaproponowali pewne propozycje, ale "jeszcze ostatecznych decyzji, co do kierunków tych rozwiązań nie przedstawili". Dziś szef rządu wskazał możliwe rozwiązanie. - Jeśli nie uda się opanować cen nawozów, to wiosną czy późną zimą będziemy powtarzać taki program dopłat do nawozów, jak zrobiliśmy w tym roku - oświadczył Morawiecki podczas wizyty na Podlasiu. Kroki te póki co wciąż pozostają na poziomie deklaracji. Justyna Kaczmarczykjustyna.kaczmarczyk@firma.interia.pl