Sąd odwoławczy utrzymał w mocy wyrok, skazujący Salvatore Z. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Taki sam wyrok usłyszała właścicielka przychodni, w której przyjmował "włoski dentysta" Ewa P. Oboje oskarżeni mają obowiązek naprawienia po połowie wyrządzonej szkody. Jednocześnie sąd w wyniku apelacji oskarżonych zmniejszył liczbę pokrzywdzonych pacjentów o 5 osób; zmniejszy też wymierzone oskarżonym grzywny z 3 tys. do 2,4 tys. zł. Według aktu oskarżenia, praktykami włoskiego lekarza, który nie był stomatologiem i nie miał uprawnień do leczenia w Polsce, pokrzywdzonych w latach 2004-2006 zostało co najmniej 15 osób (zdaniem sądu 10 - PAP). Wskutek tego procederu miały one stracić ponad 260 tys. zł. Zarzuty dotyczyły m.in. braku stosownych uprawnień lekarskich i jakości materiałów zastosowanych w leczeniu. Ewa P. - właścicielka krakowskiej przychodni "Italian Dent" - w której Salvatore Z. przyjmował pacjentów, została oskarżona o współudział w oszustwie. O usługach świadczonych w gabinecie pacjenci mogli dowiedzieć się z ogłoszeń w prasie i internecie. Oferowano m.in. wykonanie protez z akrylu i uszlachetnionych włoskich materiałów, które miały mieć dożywotnią gwarancję trwałości. W gabinecie obiecywano też np. "100-procentowe leczenie paradontozy". Koszt usług stomatologicznych był przy tym dość wysoki - np. za wykonanie protez pacjenci płacili wówczas od 19 do 30 tys. zł. Nieprawidłowe stosowanie materiałów protetycznych powodowało, że wykonane protezy rozpadały się po kilku miesiącach, a inne zabiegi stomatologiczne nie były skuteczne i mogły nawet stanowić zagrożenie dla zdrowia pacjentów. Z opinii biegłych wynika, że w gabinecie do wykonania protez stosowano najtańsze na rynku materiały. Proces w tej sprawie rozpoczął się we wrześniu 2010. Przed sądem Salvatore Z. nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. W wyjaśnieniach złożonych w śledztwie przekonywał, że nie leczył zębów i nie wykonywał zabiegów w przychodni, jedynie udzielał ustnych konsultacji pracującym tam lekarzom. Twierdził także, że nie miał wpływu na stosowane w przychodni materiały stomatologiczne, bo to należało do technika; nie wypowiadał się na temat cen, bo o tym z kolei informowała pacjentów sekretarka. Nazwisk innych lekarzy, sekretarki ani technika nie pamiętał. Jak mówił, za sprawą kryje się jedna z pacjentek, która podbuntowała innych na forach internetowych. Jego wyjaśnienia zebrani na sali rozpraw pacjenci przyjmowali z zaskoczeniem, oburzeniem lub śmiechem. "Tak nie było" - powtarzali. - Ten człowiek zniszczył mi zęby. Noszę tymczasowe protezy, bo nie stać mnie na leczenie - powiedziała dziennikarzom po pierwszej rozprawie jedna z pacjentek. Do winy nie przyznała się także właścicielka prywatnej przychodni Ewa P. Oboje oskarżeni zostali także nieprawomocnie skazani w drugim procesie, w którym odpowiadali za oszukanie kolejnej dwójki pacjentów, na kary po 16 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata.