- Mam bardzo duży problem. W maju i w czerwcu zrezygnowało z przyjazdu kilka dużych grup z banków, koncernów naftowych. Mamy bardzo duże straty - mówi Ashok Kumar Singh, właściciel ośrodka Welless Kinga w Czorsztynie. Podkreśla, że do tej pory zawsze mógł liczyć na liczne grupy w maju i czerwcu. - W tym roku jest katastrofa! Nie ukrywa, że nadal nie jest dobrze. Kolejne grupy swe przyjazdy bądź odwołują, bądź przekładają na inne terminy. Obaw nie ukrywa wójt gminy Czorsztyn Waldemar Wojtaszek. Zapewnia, że wciąż słyszy od mieszkańców o kryzysie, tymczasem z tego żyje cała gmina. - Ludzi od przyjazdu do nas odstraszają wiadomości o kolejnych deszczach i aktywnych osuwiskach - mówi. Dodaje, że tymczasem warto pamiętać, że maj był zawsze okresem wycieczek szkolnych i w porównaniu z rekordowym pod względem gości ubiegłym rokiem, w tym na terenie gminy odnotowano największe straty... - Odnotowano je nie tylko w naszych pensjonatach, ale i w gastronomii. Wójt nie ukrywa, że nad Jeziorem Czorsztyńskim i w Pieninach są pustki. - Nad Dunajcem przerażająca cisza była nawet w ostatnią piękną sobotę, ze smutkiem zauważyłem, że prawie nie spływają łodzie flisackie - mówi. Zdecydowanie mniej jest też zwiedzających zamek czorsztyński. O tragicznej sytuacji mówi Jan Sienkiewicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich. Podkreśla on, że w tym roku odnotowali oni najdłuższą, bo 18-dniową, przerwę w spływie. Tymczasem ubiegły rok był rekordowy. - Zawsze w maju mieliśmy najwięcej wycieczek szkolnych i z zakładów pracy, w tym ich nie było... To dramat dla wielu rodzin flisackich. Wiele osób prowadzących działalność przecież musi płacić ZUS, niezależnie od tego, czy mają, czy nie dochody. Prezes nie ukrywa, że to brak możliwości spływu Dunajcem przekładał się bezpośrednio na liczbę turystów w kwaterach prywatnych. - My, jako stowarzyszenie, jesteśmy w lepszej sytuacji, bo mamy tylko mniejsze dochody, ale co mają powiedzieć całe rodziny żyjące z turystyki? Dodaje on jednak, że liczy, iż sytuacja poprawi się jesienią. - Może turyści jeszcze do nas wtedy wrócą - mówi. Turyści omijają i Szczawnicę. - Do urzędu wciąż dzwonią turyści i pytają o warunki, sytuację pogodową i czy można do nas przyjechać. My odpowiadamy, by się nie bali i przyjeżdżali. Otrzymujemy też e-maile i na wszystkie odpowiadamy tak samo - zapewnia Tomasz Hurkała, sekretarz gminy i miasta Szczawnicy. - Katastrofa związana z powodzią w Polsce na pewno spowodowała, że do Zakopanego przyjeżdżało ostatnio znacznie mniej osób. Myślę, że to jednak tylko taki pierwszy odruch i nie potrwa długo. Moim zdaniem, nie będzie dramatu - uspokaja Andrzej Kawecki, szef zakopiańskiej Izby Turystycznej. - Liczymy, że w te wakacje ruch będzie niższy jedynie o 20 procent, bo wakacje rodzinne spędzane są z reguły w kraju. Za takimi przemawiają też zamknięte lotniska i opóźnione przez pył wulkaniczny loty. Prezes podkreśla jednak, że do mniejszej liczby turystów przyczyniły się media, informujące nie tylko o powodzi, ale także o możliwości wystąpienia na terenie, przez który przeszła wielka woda, zarazy. - Ludzie dzwonili do nas, do biura, z całej Polski, pytając o warunki. Tymczasem u nas były przecież tylko lokalne podtopienia - zwraca uwagę Andrzej Kawecki. Beata Szkaradzińska beata.szkaradzinska@dziennik.krakow.pl Pół miliarda popłynęło Spotkanie szkół papieskich Runąl dom, mieszkańcy kolejnych żyją w strachu