Dopiero po kilkudziesięciu metrach, poseł Bronisław Cieślak wjechał na chodnik i zatrzymał się. Próbującym go wylegitymować policjantom nie chciał się przedstawić. W końcu pokazał legitymację poselską, jednak odmówił poddania się badaniu alkomatem. Po kilkunastu minutach posła puszczono. Sprawa wyszła na jaw dopiero po kilkunastu tygodniach. Wtedy też prokuratura zdecydowała się wszcząć śledztwo. W międzyczasie poseł Cieślak zrzekł się immunitetu, aby jak sam przyznał, nie utrudniać śledztwa i nie komplikować prac Sejmu. Jak udało się dowiedzieć naszemu reporterowi, prokuratura przesłuchała już kilkudziesięciu świadków, w tym policjantów, którzy zatrzymywali posła Cieślaka. Nieoficjalnie wiadomo, że część z nich przyznała, ze czuli od posła woń alkoholu. Rzecznik krakowskiej prokuratury Joanna Kowalska, odmawia jednak wszelkich komentarzy. Przyznaje jednocześnie, że śledztwo w sprawie posła sojusz wciąż trwa. - Aktualnie wezwano do przesłuchania w charakterze podejrzanego i czynność ta ma być przeprowadzona w pierwszych dniach czerwca tego roku - powiedziała Kowalska. Według informacji radia RMF FM, posłowi zostanie postawiony zarzut prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. Sprawę utrudnia jednak fakt, że w dniu zatrzymania, posła nie przebadano alkomatem. Nie pobrano też jego krwi. Dowodem mogą więc być tylko zeznania świadków. Poseł Cieślak cały czas utrzymuje, że był trzeźwy. A tak tłumaczył się dziennikarzom, dlaczego nie chciał dmuchać w "balonik": - Czasy są jakie są. Ja się boję, być może podlegam swoistej schizofrenii, ale ja nie wiem, co to jest, ja tego w ogóle nie rozumiałem, to do mnie nie docierało. Ja we własnym głębokim rozumieniu jestem absolutnie trzeźwym człowiekiem. Być może popełniłem błąd, być może trzeba było dać tę krew, ale się boję AIDS, zamiany fiolek. Byłem w stanie mocnego pobudzenia nerwowego, wynikającego z tych okoliczności. Cieślak tłumaczył, że dzień wcześniej (23 grudnia, przyp. RMF FM) zatrzymały go prace w Sejmie, i nie zdążył dzieciom kupić choinki. I dlatego rano, jeszcze przed śniadaniem wyruszył by kupić dzieciom upragnione drzewko...