Przewieziono ją do szpitala, bo po porodzie wymagała natychmiastowej pomocy lekarskiej - czytamy w Polsce Gazecie Krakowskiej. W ubiegły piątek pracownicy przychodni w Jurkowie zostali wezwani do domu na obrzeżach wsi. W środku odkryli wyczerpaną porodem 34-letnią, samotną Danutę S. Obok, na łóżku, leżał martwy noworodek. Kobieta została przewieziona do tarnowskiego szpitala na oddział patologii ciąży - straciła bowiem dużo krwi. - To była makabra - mówi Mirosław Lejawka, lekarz z jurkowskiego ośrodka zdrowia, który jako pierwszy zobaczył pacjentkę. - Pracuję już kilkanaście lat i jeszcze czegoś takiego na oczy nie widziałem. Kobieta leżała w zakrwawionej pościeli, dziecko było martwe, w całym domu był niemiłosierny smród - wzdryga się na samo wspomnienie strasznego widoku. Policja wezwana na miejsce szybko ustaliła, że kobieta urodziła dziecko sama, bez pomocy osób postronnych. - Na razie przyjęliśmy wersję, że kobieta nie udzieliła pomocy noworodkowi, który zmarł. Była w szoku poporodowym, wiemy też, że leczyła się psychiatrycznie - mówi komendant brzeskiej policji, Robert Biernat. Dodaje, że na tym etapie śledztwa to tylko podejrzenia - dopiero sekcja zwłok wykaże, czy noworodek przyszedł na świat martwy, czy umarł w trakcie porodu, czy tuż po nim. Adam Szafarski, lekarz z brzeskiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, z którego karetka pojechała do pacjentki, mówi, że postępowanie kobiety można wytłumaczyć jedynie szokiem poporodowym. - Kobieta była przytomna, odpowiadała na nasze pytania, jej stan fizyczny był dobry. Nie wiadomo natomiast, w jakim była stanie psychicznym - mówi. Całą sprawą zszokowani są także pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Czchowie. - Ta pani była przez pewien czas pod naszą opieką - potwierdza kierowniczka MOPS Maria Janicka. - Pomagaliśmy jej załatwić formalności związane z uzyskaniem renty z KRUS-u. Rentę dostała, nie wiem jednak, czy na stałe czy czasowo. Nie wiedzieliśmy, że spodziewa się dziecka - dodaje. Pracownicy MOPS ustalili, że przez kilka ostatnich miesięcy kobiety nie było w domu. Być może wtedy zaszła w ciążę. Nie wiadomo, kto jest ojcem dziecka. Sąsiedzi Danuty S. twierdzą, że kobieta życia łatwego nie miała. - Jej dzieciństwo to był koszmar - mówi starszy mężczyzna. - W domu bieda, wódka lała się strumieniami, ale Danka się jakoś pozbierała. Była młoda, ładna, cieszyła się życiem. Siostry Danuty S. wyszły z domu, wyprowadziła się także matka. Po śmierci ojca z dziewczyną zamieszkała jej ciotka. Niestety, kobieta zginęła w wypadku samochodowym, a Danuta była bezpośrednim świadkiem tragedii. Od tego czasu leczyła się psychiatrycznie.