Pieniądze na leczenie skończyły się na urologii, dermatologii i immunologii. Lekarze tych specjalizacji dopiero w styczniu przyjmą małych pacjentów. Nie lepiej jest w innych poradniach. Pozostało jedynie kilkadziesiąt wolnych terminów, a pierwszeństwo mają dzieci, którym lekarze pierwszego kontaktu na skierowaniu dopisali adnotację "pilne". Pieniędzy brakuje również w szpitalnych oddziałach. Niewykluczone, że w tym tygodniu zapadnie decyzja o ograniczeniu liczby przeprowadzanych tam zabiegów. Placówka ma 30 milionów złotych długu Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie to kolejna placówka ratująca zdrowie i życie najmłodszych, która popadła w tarapaty finansowe. Ma już 30 milionów złotych długu. Tak - jak w przypadku warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka - generuje go głównie niska wycena procedur medycznych. Zdaniem lekarzy, leczenie małych pacjentów jest o 20 procent droższe, niż osób dorosłych. Niestety, tego faktu ciągle nie zauważa Narodowy Fundusz Zdrowia. Ceny wysokospecjalistycznych świadczeń pediatrycznych powinny być o 20 procent wyższe, by pokrywać rzeczywiste koszty leczenia. Należałoby również znieść limity - twierdzi dyrektor Maciej Kowalczyk. Nie możemy zostawić dzieci bez pomocy i w ten sposób co roku mamy nadwykonania, za które NFZ nam nie płaci - dodaje. Jako prezes Stowarzyszenia Dyrektorów Szpitali Klinicznych występował już do władz o zwiększenie finansowania szpitali dziecięcych. Udało mu się zdobyć trochę pieniędzy, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie jest największą tego typu placówką na terenie Polski południowej. Hospitalizuje co roku 36 tysięcy małych pacjentów. Udziela także 150 tysięcy porad ambulatoryjnych. Czytaj więcej na stronie RMF24!