Ludzie pytają o wszystko: gdzie jest toaleta, czy odprawa bagażowa już się rozpoczęła i jak do niej trafić, gdzie najdalej mogą wejść, żeby pożegnać córkę po raz pierwszy samotnie lecącą do Londynu - mówią wolontariusze. Przynajmniej dwie osoby zawsze są przy stanowisku, a reszta w tym czasie robi obchód oferując pomoc tym, którzy wydają się zagubieni. - Ludzie różnie reagują - mówią studenci - część od razu pyta o wszystko, a inni znów nas spławiają. Niestety, bywa też tak, że ludzie są niemili - głównie Polacy. - Robimy wszystko i nic. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to organizujemy pomoc medyczną, a dla osób niepełnosprawnych wózki inwalidzkie. Ustawiamy też ludzi w odpowiednich kolejkach i próbujemy utrzymać w nich porządek - mówi Sabina Marszałek, jedna z wolontariuszy. - Organizację mamy opanowaną już do perfekcji - dodaje jej koleżanka, Marta Ochocińska. Studenci pomagają nie tylko pasażerom. Ułatwiają też pracę pracownikom lotniska. Zastępują ich w pilnowaniu porządku, udzielaniu informacji, wysłuchiwaniu problemów. - Największy zamęt jest w trakcie odprawy pasażerów lecących do Chicago - twierdzą studenci. Wtedy przychodzi najwięcej osób z całymi swoimi rodzinami. Robi się straszny bałagan. Młodzi ludzie są studentami Zarządzania w Transporcie i Logistyki na krakowskiej Politechnice. Pomysł pracy na lotnisku podsunął im ich wykładowca, człowiek z pasją, jak o nim mówią - Czesław Jarosz. Zaraził ich lotnictwem. Studentów mogliśmy spotkać na lotnisku w czasie najintensywniejszej pracy portu. Praktyki zaczęli w lipcu, a ostatnia grupa skończy w połowie października.