Sprawców dewastacji nie udało się zatrzymać, mimo że w okolice schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej, którędy mogli schodzić, udali się strażnicy parku. Najprawdopodobniej mężczyźni wybrali inny szlak - wyjaśniła Paulina Kołodziejska, kierownik Zespołu ds. Komunikacji i Wydawnictw Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na szczycie Świnicy malowali swoją "flagę" - Kara za taki czyn wynosi 500 zł. Te cztery osoby zapłaciłyby więc 2 tys. zł. Jeżeli czyn jest rażący, strażnicy mają możliwość nałożenia wyższej kary - powiedziała Interii Paulina Kołodziejska. Zdjęcia przesłane przez świadka dewastacji zamieścił serwis tvn24.pl. Świadek opisał rozmowę z autorem napisów, który po zwróceniu mu uwagi odpowiedział, że "zawsze zostawia swoją 'flagę' tam, gdzie wchodzi i nie zamierza jej zmywać". Według Pauliny Kołodziejskiej szanse złapania mężczyzn nie są duże.Leśniczy z Kuźnic: Na Giewoncie nic mnie nie zaskoczy- Złapanie sprawców może być trudne, bo byli to obcokrajowcy i może ich już nawet nie być w Polsce - powiedziała Interii. Tatrzański Park Narodowy zamierza teraz wyczyścić skały. - Będziemy się starali usunąć napis, ale może to być problematyczne ze względu na chronioną roślinność, która tam rośnie. Najprawdopodobniej nie będzie można używać środków chemicznych, dlatego napisy będą usunięte ręcznie - wyjaśniła. Sprawa została przekazana policji. - Liczymy, że panów uda się zidentyfikować i ukarać. Takie incydenty powinny być piętnowane. Pseudoturyści powinni mieś świadomość, że nie są anonimowi, że takie incydenty budzą oburzenie innych turystów i będą zgłaszane - powiedziała Paulina Kołodziejska. "Paulina ze Stargardu", uczniowie i kibole Podobne przypadki wandalizmu zdarzały się w Tatrach wcześniej. W złapaniu sprawców pomaga wezwanie służb parku bądź policji, a bywa, że pomocny jest internet. - Często w tego typu przypadkach pomagają media społecznościowe - przyznaje Paulina Kołodziejska. W 2019 roku napisy, w tym wulgarne, pojawiły się na niebieskim szlaku na Giewont. Pomazana została niemal cała ścieżka od Przełęczy Kondrackiej do Wyżniej Kondrackiej Przełęczy. Autorką była m.in. "Paulina ze Stargardu", która podała datę: 4 czerwca. - Będziemy dochodzić ukarania sprawców, bo to bardzo naganne zachowanie i powinni ponieść dotkliwą karę, żeby nie było przyzwolenia na takie rzeczy - powiedział wtedy w Polsat News Edward Wlazło, komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego. - W ustaleniu tożsamości "Pauliny ze Stargardu" pomogły media społecznościowe - powiedziała Kołodziejska. Nie udało się jej jednak ukarać. - Okazało się, że przebywa za granicą - dodała. W lipcu 2015 roku ktoś namalował na przełęczy Zawrat (2159 m n.p.m.), między dolinami Gąsienicową a Pięciu Stawów Polskich, napisy związane z jednym z klubów piłkarskich, grających w ekstraklasie. Tatrzański Park Narodowy apelował wtedy do turystów, także tych młodszych, aby nie zostawiali swoich "podpisów" na elementach przyrody nieożywionej.Turyści zaśmiecają historyczny krzyż na GiewoncieInną plagą są w Tatrzańskim Parku Narodowym kłódki i okolicznościowe tabliczki. Szczególnie chętnie montowane są na Giewoncie. W razie konieczności odcięcia kłódek czy tablic przyrodnicy muszą wnosić na Giewont sprzęt do usuwania "pamiątek". Zdarzyło się nawet, że wandale przewiercili konstrukcję krzyża i śrubami przytwierdzili do niej metalową tablicę. W lipcu 2013 roku pseudokibice innej drużyny piłkarskiej zdewastowali okolicę Wodogrzmotów Mickiewicza i Polany Włosienica. Wandale pokryli napisami asfaltową drogę, mur kamienny przy drodze, barierki i skały. "Piętnaście napisów sporych rozmiarów namalowanych sprayem na kamieniach, skałach, asfalcie i murze oporowym wzdłuż trasy do Morskiego Oka - to efekt niedzielnej wycieczki grupy pseudokibiców" - podał wtedy park narodowy. Zachowanie wandali zauważyli inni turyści, którzy chcieli przerwać dewastację. Czterej młodzi mężczyźni zareagowali jednak agresją. Sprawcy zostali jednak szybko ukarani.- Tu sprawa była łatwiejsza, bo zostali złapani na gorącym uczynku - mówi Paulina Kołodziejska. - Ich sprawa trafiła do prokuratury - dodała. Stało się tak dzięki świadkom, którzy niemal od razu wezwali policję i straż parku.