Jakie słowo najczęściej słychać na sali porodowej? Beata Marzec: Prawdę powiedziawszy, dopóki dziecko nie przyjdzie na świat i nie powiem przejętej matce, że jest całe i zdrowe, to i tak żadne słowo nie ma znaczenia. Większość jest tak skupiona na porodzie, że niewiele słyszy. W komediach rodzące kobiety zwykle klną, a mężczyźni mdleją. Moje klną bardzo rzadko, za to panom zdarza się zasłabnąć. Kiedy widzę, że bledną i zaczynają się słaniać na nogach, proszę, żeby wyszli. Przecież to nie nimi mamy się w tej chwili zajmować. Zresztą wielu mężczyzn wychodzi tuż przed rozwiązaniem. Ważne, że są, kiedy kobieta potrzebuje ich wsparcia. To pani jest pierwszą osobą, która ma kontakt z noworodkiem. Czuje się pani jak druga mama? Jak mama, ciocia, przyjaciółka, powiernica i pomoc medyczna. Wszystko naraz. Bo żeby dobrze przygotować kobietę do porodu, muszę ją poznać. Spotykamy się w domu, na mieście, w szpitalu. Rozmawiamy o porodzie, ale również o naszych rodzinach, przeżyciach. Mówiąc w skrócie - budujemy zaufanie. Kiedy dziecko przychodzi na świat, mam już do niego osobisty stosunek. Później numer mojego telefonu wisi zazwyczaj na lodówce i na bieżąco dowiaduję się, co się dzieje z dzieckiem, pomagam, doradzam. Niektóre z pań stały się moimi przyjaciółkami. Odbieram kolejne ich dzieci, stanowimy swego rodzaju rodzinę. Może kiedyś dzieci, którym pomogła pani przyjść na świat, będą przy pani rodzić własne dzieci? Jest to możliwe. Niedawno na ulicy usłyszałam słowa: spójrz, ta pani pomogła ci się urodzić. Obejrzałam się, niedaleko stała matka z 17-letnim synem. Lubię patrzeć jak moje dzieci rosną. Asystowałam przy porodach w rodzinie, wśród przyjaciół i za każdym razem, kiedy widzę jak dzieci dojrzewają, dorośleją, czuję takie przyjemne ukłucie w sercu. Czy mama tylu dzieci ma również własną pociechę? Moja siedmioletnia córeczka przejęła chyba po mnie opiekuńcze skłonności, bo wszystkie jej lalki i misie mają pieluszki, butelki i śpioszki. Zdarza mi się zabierać ją do szkoły rodzenia, w której prowadzę zajęcia, więc pielęgnację maluchów ma we krwi. Tylko czasami, kiedy odbieram kolejny telefon z prośbą o poradę, lub wyjeżdżam w nocy do rodzącej, robi się trochę smutna. Ma pani kontakt z dziećmi, którym pomogła pani przyjść na świat? Dostaję od nich zdjęcia, pocztówki, czasami kartki świąteczne. Kartki na Dzień Matki jeszcze nie dostałam. Ewelina Zambrzycka ewelina.zambrzycka@echomiasta.pl