Zatrudnienie utrzymało 120 z ponad 500 osób. Ktoś powie - to się nie kalkuluje. Ale na tym polega ekonomia społeczna - zamiast płacić dożywotnie zasiłki, lepiej zachęcić ludzi do działania i choć niektórych usamodzielnić. Prezydent Leszna daje takiej polityce zielone światło. Leszno w ślady W regionie leszczyńskim działa około stu organizacji pozarządowych, wspierających ludzi wykluczonych, chorych, bezrobotnych. Unia Europejska stawia teraz przed nimi wielkie wyzwanie: swoich podopiecznych mogą zachęcić do samodzielności i przedsiębiorczości. Z unijnych pieniędzy skorzystały m. in. organizacje w Krakowie. Czy jest to możliwe w Lesznie? - W gronie radnych miejskich poruszyliśmy kiedyś sprawę zakładania spółdzielni socjalnych. Statystyki pokazały jednak, że w naszym mieście stopa bezrobocia nie jest tak wysoka, by pożądane było zakładanie takich placówek - mówi Tomasz Malepszy, prezydent Leszna. Pompuję rowery Szczepan Madetko z Krakowa (na zdjęciu) od 11 lat choruje na schizofrenię. Od roku pracuje w wypożyczalni rowerów na Błoniach. Zarabia 600 zł, pobiera też 500 zł renty. - Przychodzę, wystawiam rowery, otwieram lodówkę z zimnymi napojami, sprzątam, pompuję rowery, reguluję przerzutki, naprawiam dętki - opowiada. - Wczoraj wypożyczyłem siedem rowerów, wpadło ponad sto złotych. Ta praca pomaga mi, mam kontakt z ludźmi. Mogłem odrzucić zastrzyki i biorę tylko tabletki. Wypożyczalnia rowerów jest jedną z czterech firm, założonych w ramach Krakowskiej Inicjatywy na rzecz Gospodarstw Społecznych Cogito. Z Programu Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL, inicjatywa otrzymała 8,8 mln zł. Udało się pomóc 460 osobom chorującym psychicznie lub zagrożonych takimi chorobami z powodu długotrwałego bezrobocia. Pracowały w restauracji w Radomiu, a w Krakowie w firmach sprzątającej i cateringowej oraz w wypożyczalni rowerów. Z firm chronionych część ludzi przeszła do otwartego rynku pracy. Łamią stereotypy Dziś przedsiębiorstwa społeczne Cogito zatrudniają 88 chorych osób. - Stworzyliśmy firmy, w których nasi podopieczni mają kontakt z ludźmi, przełamują stereotypy, uczą się funkcjonowania w normalnym życiu - mówi Waldemar Zych, koordynator projektu z Domu Maklerskiego Penetrator w Krakowie. - EQUAL finansował projekt do końca marca 2008 r. Od tej pory nasze cztery przedsiębiorstwa otrzymują 70 procent dofinansowania z PFRON, w pozostałej części same muszą wypracować zysk. I to się udaje. - W środy i czwartki sprzątam biura. Tak zarabiam na kartę telefoniczną - cieszy się Ireneusz Buchich. - Otworzyliśmy restaurację w Radomiu, bo prezydent dał nam lokal. Zrobiliśmy remont, szkoliliśmy ludzi. Organizujemy imprezy, niebawem ruszy taras i ogród botaniczny - planuje Jolanta Gierduszewska z Gospody Jaskółeczka w Radomiu. Sukces zależy od nich Restaurację "Ratel" w Krakowie nieopodal trasy do Wieliczki prowadzi 18 osób zrzeszonych w spółdzielni socjalnej. Z programu wspólnotowego EQUAL otrzymali na ten cel około miliona zł. - Daliśmy ludziom gotowy biznes - pieniądze i pomysł. Teraz powodzenie przedsięwzięcia zależy już tylko od nich: od ich aktywności, odpowiedzialności i dojrzałości - twierdzi autor programu Jacek Kwiatkowski z Partnerstwa na Rzecz Spółdzielni Socjalnych "Możemy więcej" w Krakowie. Praktyka nie jest jednak różowa. Spółdzielnię utworzyli ludzie, którzy na co dzień opiekują się chorymi dziećmi lub rodzicami i dlatego zrezygnowali z pracy zawodowej. Osoby, które przez dziesiątki lat były bezrobotne, bezradne, samotne. Zalegam z pensją - Jesteśmy z dala od głównej trasy, ale zabrakło 15 tys. zł na postawienie reklamy przy drodze. Nie mamy wielu klientów. Teraz brakuje mi 50 tys. zł, płacę pensje w ratach - przyznaje prezes spółdzielni socjalnej Ratel Michał Capiga. - Wreszcie znalazłam pracę, w której nikt nie pyta o wiek i wykształcenie, ale o chęć działania. Trochę brakuje nam jednak pomocy od autora programu - mówi Jadwiga Bogacz. Jacek Kwiatkowski odpiera zarzuty. Sam się przekonał, że są ludzie, którym nie można pomóc. Twierdzi, że ludzie z "Ratel" nie wykorzystali szansy i odpuścili sobie rynek, który dostali na tacy. - Pomogliśmy im zdobyć zlecenie na obsługę cateringową urzędu marszałkowskiego. Po dwóch imprezach stwierdzili, że im się to nie opłaca i przestali zabiegać o nowych klientów - kwituje autor programu. - Mimo to uważam, że projekt się udał. Pokazaliśmy światu, że można prowadzić aktywną politykę społeczną z trudnymi ludźmi. I że część osób realnie z tego skorzysta, zejdzie z garnuszka pomocy społecznej. Urzędnicy z plecami Ogród Doświadczeń w Nowej Hucie zatrudnia dziś 15 z 30 uczestników projektu. Partnerstwo Nowa Huta - Nowa Szansa na sześciu hektarach parku naprzeciw centrum handlowego utworzyło miejsce doświadczeń fizycznych, na wzór europejskich ogrodów. PIW EQUAL przyznał im w sumie prawie 9 mln zł, a na ten cel 1,8 mln zł. Kilkaset tysięcy zł dołożył prezydent Krakowa. Od kwietnia ogród podlega Muzeum Inżynierii Miejskiej, jest finansowany z jego budżetu. - Chodziło o wzbudzenie przedsiębiorczości ludzi z najbiedniejszej i największej dzielnicy Krakowa. Udało się. Ale gdy skończyły się unijne pieniądze i przeszliśmy pod muzeum, trzeba było zwolnić połowę pracowników. Zostali ci najbardziej zaangażowani, pasjonaci - uważa Anna Krochmal, kierownik projektu. - W jednej osobie jestem kierownikiem ogrodu, instruktorem i staram się o część etatu na sprzątanie. Zarabiam 800 zł - mówi Grzegorz Kruk. - Fajnie byłoby wprowadzić tutaj nocne kino, sklepik, koncerty. Ale urzędnicy odwracają się plecami. W którymś momencie nasza pasja się skończy, bo nie będziemy mieć za co żyć. Wstyd na Europę Pracownicy ogrodu robią teraz wszystko, by ich zapał nie poszedł na marne. - Jestem w projekcie od początku. Szkoliłam się z psychologii, asertywności, fizyki, kontaktu z dziećmi. Jeździłam na wycieczki integracyjne. Czuję się odpowiedzialna za ogród - zaznacza Wanda Harpula, instruktor. Pracownicy chcą ocalić ogród od bylejakości. Za darmo przygotowują tabliczki informacyjne przy sprzętach obrazujących zjawiska fizyczne. Po godzinach siedzą w biurze i wysyłają do szkół zaproszenia na lekcje fizyki. - Nam zależy, bo to lubimy. Gdy odejdą wyszkoleni instruktorzy, sprzęt pozbawiony serwisu zmarnieje, a ogród zarośnie, to będzie wstyd na całą Europę - prognozuje Grzegorz. - Nie możemy wywalczyć baneru reklamowego, który byłby widoczny od strony ulicy i centrum handlowego. To jak mamy stworzyć alternatywę dla rodzin spędzających niedziele w centrum handlowym i przyciągnąć ich do siebie? - pyta retorycznie Katarzyna Leśkiewicz z biura Ogrodu Doświadczeń. Fizyka nie waży Mimo tych problemów ogród odwiedza miesięcznie kilka tysięcy osób, głównie uczniów okolicznych szkół. - Świetne miejsce na ciekawą lekcję fizyki. Młodzież spędza cały dzień na świeżym powietrzu, a jednocześnie wycieczka ma walor edukacyjny - podkreśla Gabriela Pawlik z Gimnazjum nr 23 w Krakowie. - Jako uczennica nie cierpiałam fizyki. Tutaj poznaję ją poprzez doświadczenie zabawą, nie czuję jej ciężaru. I tak przekazuję to gościom. Czuję się potrzebna i doceniona - mówi Dorota Pochroń, instruktor ogrodu. - Nasze wnuki mają niespełna sześć lat, ale zamiłowanie do wiedzy trzeba rozbudzać od dzieciństwa. Cieszę się, że jest takie miejsce pod Krakowem - mówi Hanna Hamankiewicz ze Skawiny. Choć przedsiębiorstwa społeczne i spółdzielnie socjalne funkcjonują w Polsce z różnym powodzeniem, samorząd Leszna daje im zielone światło. - Każde działanie aktywizujące jest lepsze, niż dożywotnie dawanie zasiłków. Gdyby tylko któraś z organizacji pozarządowych wyszła z propozycją założenia spółdzielni, będziemy przychylni. Nasza otwartość przełoży się także na pomoc materialną - zaznacza Tomasz Malepszy, prezydent Leszna. Marta Krzyżanowska-Sołtysik