Kwota ta, to zsumowane mandaty za brak wartego 10 zł rocznego abonamentu "M" - dla mieszkańców strefy płatnego parkowania - który emeryt wykupił po terminie. 400 zł to dla schorowanego człowieka to połowa renty, prawie tyle wart jest jego dziewiętnastoletni mały fiat. Jan Waśko, emeryt mieszkający przy ul. Pijarskiej w Nowym Sączu, był pewien, że wykupiona przez niego w marcu 2007 r. karta abonamentowa jest ważna do marca 2008 roku, dlatego nie spieszył się z zakupem nowej. Jest przekonany, że firma obsługująca od sierpnia 2007 roku płatną strefę parkingową niesłusznie naliczyła mu osiem razy karną opłatę za brak ważnego abonamentu. Słał wyjaśnienia do MZD, tłumacząc się niewiedzą o zmianie lokalnych przepisów dotyczących stałych abonamentów dla mieszkańców. Był przekonany, iż abonament z 27 marca 2007 roku był ważny do 27 marca 2008, choć w rzeczywistości - jak powiedział dyrektor MZD - abonament dla mieszkańców ważny był tylko na rok kalendarzowy 2007. Tymczasem emeryt z ul. Pijarskiej wykupił kolejną kartę parkingową typu "M" dopiero 14 lutego 2008 roku. W świetle przepisów przez półtora miesiąca parkował bez opłaty i kontrolerzy płatnej strefy parkowania od 7 stycznia 2008 do 12 lutego 2008 osiem razy nałożyli na niego karną opłatę w sumie 400 zł. Jan Waśko kilkakrotnie prosił MZD o anulowanie kary. Słał wyjaśnienia. Przez kilka miesięcy prowadził korespondencję z MZD. 24 czerwca 2008 roku wysłał ostatnie pismo. - Przez dziewięć miesięcy nie otrzymałem na nie odpowiedzi, więc uznałem, że rozpatrzono mój wniosek pozytywnie. Przecież przepisy wymagają od urzędnika udzielenia odpowiedzi do 30 dni - zwraca uwagę emeryt, który sam przez lata pracował w drogownictwie. Był zaskoczony, gdy po dziewięciu miesiącach otrzymał wezwanie do zapłaty z Urzędu Skarbowego. Kilka dni temu zadzwonił do niego poborca podatkowy. Okazało się, że Grzegorz Mirek, dyrektor MZD nie tylko nie uwzględnił odwołania emeryta, ale wszczął postępowanie egzekucyjne za pośrednictwem Urzędu Skarbowego. MZD ma w świetle przepisów prawo ukarać emeryta, choć i urzędnicy nie są bez winy, skoro sami zaniedbali korespondencję, nie odpowiadając mieszkańcowi w terminie. - Ja i żona jesteśmy schorowani, ja mam drugą, ona pierwszą grupę inwalidzką. Nie mogę wiele chodzić. Ten 19-letni maluch jest naszym wsparciem, jeździmy nim do lekarzy i większą część naszych dochodów wydajemy na leki. Czy mam oddać MZD połowę moich pieniędzy, albo nasz samochód, bo oni nie są w stanie przyjąć moich wyjaśnień? Nie próbowałem ich oszukać! To bezduszność, żeby za 10 zł abonamentu, który regularnie od kilkunastu lat opłacam, żądać od nas aż 400 zł kary - skarży się emeryt. Poborca podatkowy dał starszym państwu czas do Wielkiej Soboty. "Dziennikowi Polskiemu" wyjaśnił, że nie może odstąpić od egzekucji, chyba że wierzyciel, czyli Miejski Zarząd Dróg, zrezygnuje z roszczenia. MONK