Jerzy Stuhr został pochowany w swoim rodzinnym mieście - Krakowie. O godz. 12 rozpoczęła się uroczysta msza żałobna w kościele św. Piotra i Pawła. Jedno z kazań wygłosił kardynał Grzegorz Ryś. - 77 lat życia, pół wieku pracy, przychodzimy i kładziemy to na ołtarzu, pytamy Jezusa, co z tego jest nieśmiertelne, co z tego może nas przenieść w wieczność - mówił. Dodał, że dla niego Jerzy Stuhr "został na zawsze Piotrem Wysockim" z "Nocy listopadowej" w reż. Andrzeja Wajdy. - To też prawie pół wieku. Pamiętam scenę, kiedy wkracza do podchorążówki i wzywa 160 młodych podchorążych do walki o wolność. I mam w uszach obietnicę, którą składa mu Atena: Będziesz nieśmiertelność miał - powiedział kardynał. - Marzenie o nieśmiertelności, marzenie Wysockiego, Wyspiańskiego do kogo zaadresowane? Do aktora, do tego, który słucha, do tego, który przeżywa? Czy to pragnienie wolności, pragnienie sprawiedliwości, która likwiduje krzywdę, czy właśnie to jest to, co nas przenosi w nieśmiertelność? Czy dzielenie się tą wartością, tym marzeniem to jest to, co nas przenosi w nieskończoność, nieśmiertelność? - powiedział. - Każdy z nas potwierdzi panowanie boga nad nami. Trudno mówić o lepszych momentach, które pokazują to panowanie niż narodziny czy śmierć. To on decyduje o godzinie naszego odejścia. Chociaż czasami chcielibyśmy może inaczej. Może chcielibyśmy mieć szczęście oglądać jeszcze nie jedno przedstawienie, zagrane, przygotowane, wyreżyserowane przez pana Jerzego... - podsumował. Pogrzeb Jerzego Stuhra. Przemówienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Na zakończenie mszy głos zabrała marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska. - Każde pożegnanie jest bardzo trudne, bo musimy się zmierzyć z odejściem, którego nie chcieliśmy, na które nie byliśmy gotowi. Zaraz potem przychodzą nam do głowy te słowa: wielki aktor, wspaniały nauczyciel, prawdziwy przedstawiciel polskiej inteligencji i elity, przyjaciel, społecznik, wspaniały człowiek - podkreśliła. - Te określenia brzmią prowokacyjnie w ostatnich czasach. W czasach małości, która nie potrafiąc sama stworzyć, z wielkiego wyciągała rękę po wielkość, żeby tę wielkość zniszczyć. Elita, którym oczywistym, naturalnym przedstawicielem był i na zawsze pozostaje Jerzy Stuhr, to nie elita drażniącego przywileju, czy pustej wyższości. To elita wielkiego, autentycznego talentu i naprawdę bardzo ciężkiej pracy nad rzemiosłem, warsztatem aktorskim i słowem. I taki Jerzy Stuhr był przez całe życie, ze swoimi wspaniałym rolami, swoimi słabosciami i błędami, ze swoimi mądrymi, odpowiedzialnymi i ważnymi deklaracjami - dodała. - Jako wybitny przedstawiciel naszego społeczeństwa w czasach populistycznych ataków na inteligencje sam stał się ich celem. Jako człowiek wrażliwy cierpiał z tego powodu. Jednak Jerzy Stuhr zachował męstwo, nie stracił odwagi, a co najważniejsze nie zniszczyło to jego pracy. Nie dał tej satysfakcji atakującym go małym ludziom - wskazywała. - Ostatnia sztuka, w której zagrał geniusz, nie był sztuką historyczną. Była sztuką wręcz boleśnie współczesną. Jej bohaterem, a zarazem ostatnią wielką kreacją Jerzego Stuhra, był Konstanty Stanisławski. Artysta pod presją ideologii i pod presją władzy. Pan Jerzy zagrał tę rolę przejmująco. Nasycił ją bowiem własnym doświadczeniem - powiedziała marszałek Senatu. Jak dodała, stał się "symbolem kina moralnego niepokoju". Ostatnie pożeganie Jerzego Stuhra. Ministra kultury: Tacy artyści nigdy nie odchodzą Głos zabrała również ministra kultury Hanna Wróblewska. - Polska kultura i sztuka żegna wyjątkową osobowość Jerzego Stuhra - znakomitego artystę, jednego z najbardziej wszechstronnych polskich aktorów teatralnych, filmowych, kabaretowych, wspaniałego reżysera, pedagoga, pisarza, ale także bardzo uważnego przyjaciela. Żegnamy artystę, którego twórczość pozostanie zarówno w polskiej, jak i światowej kulturze - powiedziała. - Jego talent i wkład w sztukę były i są nieocenione. Jego postać będzie kojarzona z wielkimi kreacjami scenicznymi, filmowymi, z mądrością którą wnosił w każdą swoją rolę, z humorem i ludzkim ciepłem, które bezpośrednio emanowało z każdej jego wypowiedzi. 9 lipca 2024 r. zgasły reflektory, a kurtyna zapadła. Ale artyści tacy jak Jerzy Stuhr nigdy nie odchodzą. Jego role, filmy, książki będą z nami na zawsze. Dziedzictwo, jakie pozostawił po sobie będzie żyło w naszych sercach i umysłach, a kreacje aktorskie będą inspirować kolejne pokolenia - dodała. Rektor Akademii Sztuk Teatralnych (AST) im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie Dorota Segda zacytowała słowa, które opublikowali studenci prof. Jerzego Stuhra po jego śmierci. "Jerzy Stuhr, mój mistrz. Jedna z najważniejszych osób, które ukształtowały mnie jako aktora. Był moim ukochanym pedagogiem w krakowskiej PWST" - przeczytała wpis aktora Rafała Dziwisza. Na pogrzebie aktora zgromadził się tłumy krakowian. Oprócz jego najbliższej rodziny - żony Barbary, córka Marianny i syn Macieja Stuhra pojawili się przyjaciele i artyści, m.in. Anna Polony, Dorota Segda, Marek Kondrat, Zbigniew Zamachowski, Olgierd Łukaszewicz, Agnieszka Holland. W czasie wyprowadzenia urny z kościoła żałobnicy oddali aktorowi hołd gromkimi oklaskami. Zmarły został odprowadzony w kondukcie żałobnym spod bramy Cmentarza Rakowickiego do rodzinnego grobowca. Nad jego grobem przemawiała reżyserka Agnieszka Holland. - Wyposażył nas w wielkie bogactwo, bo są ludzie, którzy przechodzą przez życie nie pozostawiając po sobie ani śladu. Jakoś tak wypłukują się z pamięci i bliskich, znajomych i kolejnych pokoleń. Natomiast Jurek pozostawił tyle śladów materialnych i niematerialnych i tak to jest bogate i nieustannie będzie się aktualizować. Ten jego twórczy dorobek i też to, jakie błędy popełniał, jakich niebywałych wysokości sięgał, to zostanie dla mojego pokolenia na pewno, ale myślę, że ten dla pokolenia jego i jego wnuków - powiedziała. - Kiedy człowiek umiera, to nagle przestaje być tym, kim był w momencie śmierci. Całe jego życie jest równie ważny i równie obecne. Kiedy myślę o Jurku, to myślę o nim głównie jako o tym młodym aktorze, którego poznałam na pierwszym roku szkoły teatralnej. Od początku miał w sobie taką dwoistość, która była szalenie intrygująca. Z jednej strony bardzo był przywiązany do tej tradycji krakowskiego konserwatyzmu, a z drugiej strony był zawadiaką i komediantem - wskazała. - Ja pamiętam, jak byłam za granicą, nie widziałam długo Jurka, w między czasie on został rektorem szkoły teatralnej i jak się spotkaliśmy to nagle zobaczyłam zupełnie innego człowieka. Zobaczyłam, że on teraz gra - a zawsze swoje role grał z niebywałym poświęceniem i bardzo dobrze - że gra teraz "Jego Magnificencję" i trochę mnie to przestraszyło i mówię: "Jurek przecież ty nie chodzisz już tylko kroczysz, ty nie mówisz tylko przemawiasz" - tak się bałam, że on się w tym zatraci, że ta rola jest związana z kostiumem i władzą - i dopiero później się zorientowałam, że nie. Choć pewne rzeczy mu zostały, pewien sposób mówienia został, ale jednocześnie to co odróżnia człowieka z wielkim ego od prawdziwego inteligenta, to jest to poczucie obowiązku, że dostało się tyle, że trzeba dawać. Mówię o tych pedagogicznych czasach, kiedy obdarzył niebywałą uwagą studentów aktorstwa i reżyserii. Oni są nosicielami wiedzy i systemu wartości, których bez niego nigdy by nie dotknęli - wspominała Holland. - Zawsze traktował aktorstwo jako służbę, zawsze dawał, traktował rolę artysty w społeczeństwie jako służbę. I nawet jak dotknęła go po raz pierwszy ta straszna choroba, z której się wówczas wykaraskał, to pierwszą rzecz jaką chciał zrobić, to chciał się tym podzielić i dać. Podzielić się z innymi swoim doświadczeniem i wesprzeć innych - mówiła. - To by nie scaliło się w jedno, gdyby Jurek nie miał skąd brać. Nie byłoby Jurka bez Basi. Musze powiedzieć, że miałam dwóch przyjaciół aktorów. Wielkie talenty - mówię o Jurku i Wojtku Pszoniaku i obydwu by ich nie było bez Basi. A Basia także jest artystką i jest osobą, która jest opoką rodziny. Myślę też, że jednej roli ważnej i dla mojego pokolenia aktualnej - Jurek nie zagrał w teatrze, ale w pewnym sensie niestety przyszło mu ją zagrać w życiu, na końcu. Myślę o królu Learze i o tym jak od tego, któremu się wydawało się, że panuje nad swym życiem i że ma władzę trzymając rząd dusz i serca nagle się okazało, że wiele ludzi się może od niego odwrócić a on może stanąć nad przepaścią, ale byli przyjaciele i byliście wy - mówiła reżyserka, zwracając się do rodziny zmarłego aktora. - Dziękuje wam - dodała na koniec. Agnieszka Holland była ostatnią przemawiającą osobą. Ksiądz prowadzący ceremonię podziękował wszystkim za przybycie i dodał, że "każdy chrześcijanin ma na imię nieśmiertelność, a artysta jest nieśmiertelny podwójnie". Na koniec wybrzmiał jeszcze utwór "Koniugacja" Haliny Poświatowskiej. Po piosence urna z prochami Jerzego Stuhra została włożona do rodzinnego grobowca, a na krakowskim cmentarzu ponownie rozległy się gromkie brawa ku czci artysty. Pogrzeb Jerzego Stuhra w Krakowie. "Specjalna prośba rodziny" Przed pogrzebem Stuhra rodzina zawarła w nekrologu specjalną prośbę do uczestników uroczystości. Chcieliby, aby zamiast kwiatów wpłacili datek na Fundację Unicorn, ponieważ jej ambasadorem i członkiem założycielem był właśnie Stuhr. Po śmierci aktora na stronie Fundacji ukazał się pożegnalny wpis, w którym przypomniano, że od samego początku związany był z organizacją, która zajmuje się wspieraniem pacjentów chorych onkologicznie. "Profesor był z nami od samego początku. Przez 25 lat nieustannie wspierał nas i pacjentów onkologicznych swoją niezłomną energią i oddaniem. Jego wkład w naszą wspólnotę jest nieoceniony, a pamięć o Nim na zawsze pozostanie w naszych sercach" - napisano. Wzruszających słów nie zabrakło również w nekrologu aktora. "Przeżył długie, piękne i twórcze życie. Niestrudzenie i z godnością walcząc z ciężkimi chorobami, dawał przykład, nadzieję i motywację do walki innym. Zasnął otoczony miłością" - napisali jego bliscy. Jerzy Stuhr nie żyje. Wzruszające pożegnania Jerzy Stuhr zmarł 9 lipca w wieku 77 lat. Swoje wspomnienia z artystą udostępnili jego bliscy, współpracownicy i znajomi ze świata kultury. Jedną z pierwszych osób, która publicznie odniosła się do śmierci wielkiego artysty była aktorka Krystyna Janda. "Wychował pokolenia polskich aktorów i reżyserów, obdarował hojnie tysiące Widzów. Jego wiedza o naturze ludzkiej, jej zakamarkach i jasnościach, była nieograniczona. Jego radość życia, poczucie humoru, wyobraźnia było dobrem publicznym, na szczęście" - napisała na Facebooku artystka. Według Jana Englerta był "jednym z niewielu ludzi kultury, który realizował się nie tylko w zawodzie wyuczonym". - Nie był tylko ulubieńcem publiczności. Używał swojego talentu, a właściwie swoich talentów - był przecież reżyserem, aktorem, pisarzem i pedagogiem - by dzielić się swoimi umiejętnościami, uczestniczyć w życiu społecznym - podkreślił aktor w Polsat News. - Był ciepłym i pełnym humoru człowiekiem. Sypał różnymi żartami i dowcipami jak mało kto - mówił reżyser i scenarzysta Feliks Falk. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!