- Nie można powiedzieć, że następuje "początek końca", to byłaby przesada. Ale rzeczywiście możemy doprowadzić do trudno przewidywalnych i trudno wyobrażalnych zmian klimatu - ocenił prof. Błażejczyk, naukowiec z Zakładu Klimatologii na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Uspokoił wszakże, że takie zmiany nie będą pojawiały się "z dnia na dzień, jak w filmach katastroficznych". - Wystąpią w perspektywie co najmniej 50-70 lat - uważa naukowiec. O tym, że polski klimat zmieni się z pewnością, świadczą jednak, zdaniem profesora, coraz gwałtowniejsze i coraz dłużej utrzymujące się w Polsce opady - skutkujące często zagrożeniem powodziowym, a także fale upałów i "trąby powietrzne, które nabierają takiej siły, że można klasyfikować je jako słabe tornada". Do najszybciej zauważalnych zmian, których można spodziewać się w Polsce w najbliższych latach, klimatolog zaliczył pojawiające się w okresie od czerwca do początku września coraz bardziej gwałtowne i długotrwałe ulewy oraz coraz liczniejsze huragany w miesiącach zimowych. Jednym z podstawowych czynników sprzyjających obfitym opadom jest nadmiar dwutlenku węgla w atmosferze - tłumaczył profesor. - Dwutlenek węgla wpływa na podwyższanie się temperatury, a to z kolei na zmiany pogodowe - wyjaśnił. - Europa Środkowa ma wilgotne podłoże, w tym rejonie występuje dużo zieleni, z której następuje duże parowanie. Rosnąca temperatura - a przypomnijmy, że trwa podgrzewanie atmosfery przez CO2 i inne gazy cieplarniane - powoduje także podgrzewanie podłoża - zwrócił uwagę prof. Błażejczyk. Proces następujący w wyniku tego podgrzewania można przyrównać do "gotowania na kuchni" - uważa profesor. - Kiedy na kuchni jest ciepły garnek, często widzimy, że powietrze unosi się do góry - wyjaśnił obrazowo. Tłumacząc zjawisko w kontekście cyrkulacji powietrza w atmosferze, profesor przypomniał, że unoszące się powietrze ulega na pewnej wysokości skropleniu, a przy dużym parowaniu pary wodnej jest sporo. - Dodatkowo mamy coraz większe zapylenie powietrza. Różne pyły, drobinki, które unoszą się w powietrzu, stanowią "jądra" - miejsca, wokół których para wodna skrapla się, tworząc kropelki wody. W pewnym momencie prądy w atmosferze nie są w stanie tego wszystkiego utrzymać. To musi spaść na ziemię - wyjaśnił profesor. - Unoszenie pyłów z powierzchni ziemi jest silniejsze latem niż zimą. Z kolei zimowe huragany będą w Polsce skutkiem dużej różnicy temperatur, powodującej ogromne różnice ciśnienia, między Atlantykiem i kontynentem azjatyckim - tłumaczył naukowiec. - Wychłodzony ląd i nagrzana powierzchnia Atlantyku generować będą powstawanie silnych ośrodków wyżowych i niżowych we wschodniej Europie. Im większa różnica ciśnienia, tym przepływy strumieni powietrza są silniejsze - powiedział klimatolog. Wyjaśnił, że efektem tego będzie powstawanie częstszych zjawisk typu huraganowego. - Szacuje się, że ponad 50 proc. efektu zaburzającego termikę systemu atmosferycznego można przypisać działalności człowieka - zwrócił uwagę profesor. Chodzi m.in. o nadmierną emisję gazów cieplarnianych (np. dwutlenku węgla, freonów, metanu) oraz o zjawisko wycinania lasów, które pochłaniają dwutlenek węgla - tłumaczył klimatolog. Przypomniał, że CO2 jest także pochłaniany przez oceany, jednak obecnie "woda oceaniczna osiągnęła już prawie maksimum swojej możliwości wchłaniania dwutlenku węgla". Wchodzimy w epokę, w której musimy podejmować próby powstrzymywania niebezpiecznych procesów, których sami jesteśmy źródłem - alarmuje prof. Błażejczyk. Jego zdaniem, Polacy powinni m.in. częściej rezygnować z jazdy samochodami, ponieważ spaliny zatruwają atmosferę; powinni ponadto dbać o ochronę roślinności. Jeśli nie wycinamy lasów w Polsce, ale jesteśmy beneficjentami wycinania lasów w innych krajach, problem będzie dotyczył także nas, ponieważ klimat to "system naczyń połączonych" - powiedział naukowiec.