O wynikach akcji, która trwała od początku stycznia i miała na celu ochronę miejsc strategicznych z punktu widzenia ochrony przyrody poinformował w piątek dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, Paweł Skawiński. - W trakcie trwania akcji, jasno informowaliśmy amatorów jazdy poza trasami, że nie będziemy tego tolerować i o sankcjach, jakie grożą za to wykroczenie - powiedział, Skawiński. Według niego spadła liczba narciarzy jeżdżących poza trasami, ale spadek ten nie jest satysfakcjonujący. W czasie akcji narciarz, zatrzymany na jeździe poza trasą zamiast mandatu miał do wyboru szkolenie przyrodnicze. Dotyczyło m.in. szkód w przyrodzie, jakie powoduje jazda poza szlakami. - Pomysł szkolenia zamiast mandatu spotkał się z bardzo sympatycznym przyjęciem wśród narciarzy - powiedział Skawiński. Mimo dobrej woli strażników parku, znalazło się kilka osób, które wolały zapłacić 300-złotowy mandat zamiast odbyć szkolenie. Miłośnicy jazdy na nartach poza wyznaczonymi trasami notorycznie łamią przepisy, wjeżdżając w miejsca niedozwolone, mimo wyraźnych oznakowań. Łamiący przepisy narciarze najczęściej wjeżdżają w rejony Świńskiego Kotła, Suchej Kasprowej i na wschodnie stoki Beskidu. Są to rejony, gdzie żyją niedźwiedzie, kozice czy świstaki. Władze Parku informują, że właśnie tacy narciarze spowodowali obudzenie w środku zimy niedźwiedzicy z dwójką młodych. Narciarz jeżdżący poza wyznaczonymi trasami na terenie TPN może zostać ukarany mandatem w wysokości do 500 zł. W akcji "zero tolerancji" brali udział strażnicy TPN wspomagani przez funkcjonariuszy Straży Granicznej i policjantów z grupy antyterrorystycznej z Krakowa.