Z jednej strony mieszkańcy Suchej Beskidzkiej cieszą się, że seryjni podpalacze w końcu zostali schwytani. Z drugiej jednak wiele osób wciąż niedowierza, że sprawcami okazali się strażacy ochotnicy z suskiej jednostki OSP. Ci sami, którzy później gasili te pożary. Niewykluczone zresztą, że jednym z motywów kolejnych podpaleń była chęć osiągnięcia zysku, bo od tego roku władze gminy mają obowiązek wypłacania strażakom ochotnikom ekwiwalentu za czas poświęcony za udział w akcjach. Sprawę wyjaśnia prokuratura. Przypomnijmy - w wyniku działania podpalaczy od marca do czerwca w Suchej Beskidzkiej i okolicach spłonęło dziewięć budynków, głównie były to zabudowania gospodarcze. Oburzenia postawą trzech suskich strażaków ochotników (jeden pochodzi spod Żywca) nie brakuje też w suskim Urzędzie Miejskim, który finansuje działalność tutejszej OSP. - To karygodny czyn, ale trzeba mieć nadzieje, że te osoby swoim postępowaniem nie będą w stanie zniweczyć wielu osiągnięć i zasług innych, uczciwych i zaangażowanych strażaków ochotników, którzy niejednokrotnie narażając swoje życie godnie wypełniają swoje powołanie - mówią władze miasta. Wiadomo już, że sprawcy na razie nie trafią za kratki. Są to mężczyźni w wieku 19-30 lat. Po zatrzymaniu zostali przesłuchani, uczestniczyli też w wizji lokalnej, a następnie odzyskali wolność. Prokuratura nie wnioskowała o ich aresztowanie. Mają tylko dozór policyjny, co oznacza, że co kilka dni muszą zgłaszać się w suskiej komendzie. - Nie było podstaw do wystąpienia o aresztowanie podejrzanych. Areszt stosowany jest tylko wobec osób, które nie przyznają się do winy i zachodzi podejrzenie, że mogą mataczyć w sprawie. W tym przypadku podejrzani przyznali się do winy i dokładnie opisali, co i kiedy podpalili - mówi Paweł Siwiec, rzecznik suskiej policji. Tak czy inaczej, mężczyznom ciągle grozi do 5 lat pozbawienia wolności, bo taki wymiar kary za podpalenia przewiduje kodeks karny. O ostatecznym wymiarze kary zdecyduje sąd. Prawdopodobnie sprawcy powinni się też liczyć z tym, że będą musieli pokryć straty wywołane pożarami, a te oszacowane zostały na blisko 300 tys. zł. GM