Historyczne mury przy krakowskim Rynku Głównym zachowały wartość, lecz dookoła nich rozkwitła chaotyczna przedsiębiorczość. Centrum miasta przyciąga turystów i zapewnia miejsca pracy, ale stało się hałaśliwym i plastikowym "Disneylandem" dla przyjezdnych. Siły komercji i konsumpcji podbiły także Kazimierz - drugą okolicę z wartościowym klimatem. Zrobiło się tam trochę artystycznie, ale sztuka jest w dużej mierze tylko dodatkiem do kielicha i zakąski. Biurokracja, biznes i bunt Podgórze, dzielnica po drugiej stronie Wisły, to potencjał do wykorzystania. Okolica ma wystarczająco wiele historycznej patyny i lokalnej specyfiki, by być modna. Pomysły na wykorzystanie tej mody na Podgórze są różne. Jedni widzą sposób na powtórzenie biznesowych sukcesów z Rynku i Kazimierza. Drudzy próbują tworzyć ośrodek eksperymentu społecznego, alternatywnego stylu życia i oporu wobec komercji. Ci drudzy piszą w liście otwartym po tytułem "Budynki i słowa nie mogą być puste", że miasta nie wolno podzielić między urzędniczą władzę i przedsiębiorców z pieniędzmi. Aby biurokracja i kapitał nie rządziły przestrzenią miejską, potrzebne są - zdaniem aktywistów - niestandardowe inicjatywy. Własna kultura i "moneta" Działacze spod znaku Federacji Anarchistycznej, reprezentanci niezależnej kultury i inni buntownicy upodobali sobie Podgórze. Michał Krakowiak, jeden z reprezentantów "alternatywy", mówi o dobrym klimacie dzielnicy. - Nastrój sprzyja naszym działaniom, a niektórzy przedstawiciele samorządu bywali nam przychylni - stwierdza. Na terenie dzielnicy odbyły się imprezy z cyklu "Wywrotka", podczas których "wywrotowcy" spotykali się z "normalnymi" mieszkańcami. Była próba wprowadzenia lokalnego systemu wymiany LETS (coś w rodzaju własnej waluty), aby częściowo uniezależnić społeczność od państwowego pieniądza. Aktywiści próbowali też uniemożliwić eksmisję jednej z podgórskich lokatorek. Niedawno miała miejsce próba utworzenia niezależnego centrum kultury. Działacze chcieli urządzić je w nielegalnie zajętej nieruchomości (taki lokal to tzw. squat), ale przeszkodziła interwencja służb miejskich. Działa jednak inny squat pod innym podgórskim adresem. Za Podgórzem, bez anarchii Paweł Kubisztal, prezes stowarzyszenia Podgórze.pl, chce bronić specyficznego nastroju dzielnicy. Nie chce, aby okolica upodabniała się do komercyjnego Kazimierza. - Zależy nam na tworzeniu kultury, a tam się ją tylko konsumuje - mówi. Jednak Kubisztal krytykuje przedstawicieli "alternatywy". Chodzi mu o metody. - Robią rzeczy, które w państwie prawa nie są do zaakceptowania - komentuje. Jacek Bednarz, przewodniczący Rady Dzielnicy Podgórze, analizuje plusy i minusy mody na Podgórze. - Powstaje tu coraz więcej lokali gastronomicznych. Za ich gośćmi, za turystami idą pieniądze. Jednak nie chciałbym, aby powtórzyła się u nas sytuacja Kazimierza. Nie marzy mi się zastawianie chodników ogródkami kawiarnianymi i brak miejsc do parkowania - powiedział przewodniczący. - Mam nadzieję, że inwestujący w Podgórzu będą rozsądni - dodał. Według firm Wojciech Kulasa, współwłaściciel lokalu Drukarnia przy ul. Nadwiślańskiej 1, niemal trzy lata temu przerzucił swój biznes na podgórski brzeg rzeki. - Od tamtego czasu wokół powstawały bary i restauracje. Nawet Kazimierz nie zmieniał się tak szybko! - opowiada. Kulasa dostrzega rozwój, ale ceni podgórską tradycję. Mówi, że dzielnica zachowała specyfikę odrębnego miasta. Twierdzi, iż nie chce drugiego Kazimierza. Jak ocenia, przedsiębiorcom wcale nie musi zależeć na sprowadzeniu tłumu hałaśliwych turystów. To nie są, według Kulasy, dobrzy klienci. Być może specyfikę dzielnicy obroni kryzys. Spokojną przyszłość dla Podgórza przewiduje Aleksandra Szarek-Ostrowska, specjalista rynku nieruchomości z firmy Home Broker. Dlaczego? Ponieważ spowolnienie w gospodarce sprawiło, że chwilowo nie należy spodziewać się mnóstwa mieszkańców nowych budynków czy tłumu turystów. Łukasz Chmielowski redakcja.krakow@echomiasta.pl