W ciągu kilku ostatnich tygodni na Podhalu miały miejsce dwa wypadki z udziałem dzieci, które wymagały szybkiego przetransportowania rannych do Krakowa. Jak jednak zaznacza Sylweriusz Kosiński, członek zarządu TOPR i zakopiański lekarz, nie jest jasne, czy wylot śmigłowca TOPR do tego typu zdarzeń jest zgodny z prawem: - W takiej sytuacji naginamy, może nawet łamiemy przepisy, a całą odpowiedzialność za stan poszkodowanego bierze na siebie załoga śmigłowca. W pierwszym z podanych wypadków, do dwuletniej dziewczynki ze Suchego z obciętą rączką przyleciał z Krakowa śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W drugim zaś, w którym poszkodowany został 12-latek w Szczawie, do szpitala w Prokocimiu przetransportował go "Sokół". Niestety nie było to zasługą zmiany przepisów w zakresie lotniczego transportu medycznego - te wciąż są niekorzystne dla TOPR. - Niezmiennie jedyną instytucją, która ma prawo realizować powietrzny transport chorych jest Lotnicze Pogotowie Ratunkowe - przyznaje Sylweriusz Kosiński, członek zarządu TOPR i zakopiański lekarz. - Rejonem działalności TOPR są natomiast Tatry i Pogórze Spisko-Gubałowskie. Tyle mówi prawo, natomiast my uznajemy czasem sytuacje wyższej konieczności - jeżeli w zasięgu naszego śmigłowca jest chory, który potrzebuje szybkiego transportu, a LPR nie może go zrealizować - z powodu warunków atmosferycznych albo zajęcia gdzieś indziej, to my się tego podejmujemy. Tak było właśnie w tym drugim przypadku, kiedy wystąpiły problemy z obsługą wypadku przez LPR. Jak jednak zaznacza Kosiński, nie jest jasne, czy taka procedura jest zgodna z prawem: - W takiej sytuacji naginamy, może nawet łamiemy przepisy, a całą odpowiedzialność za stan poszkodowanego bierze na siebie załoga śmigłowca. Zgodnie z prawem medyczny transport lotniczy może być wykonywany tylko przez zakłady opieki zdrowotnej. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe taki status posiada, TOPR zaś z prawnego punktu widzenia jest stowarzyszeniem, które tej działalności prowadzić nie mogą. Taka sytuacja nie podoba się ratownikom. - Nie chcę wypowiadać się za prezesów TOPR - mówi Sylweriusz Kosiński. - Ale w swoim własnym imieniu - ratownika, lekarza, byłego ordynatora oddziału ratunkowego - mówię, że jako TOPR jak najbardziej chcielibyśmy móc zupełnie legalnie i dużo częściej wozić chorych. Nasz śmigłowiec jest w pełni wyposażony, jesteśmy w stanie codziennie zapewnić załogę w postaci lekarza i ratownika medycznego. Sokół jest też dużo lepszą maszyną niż Mi-2 pozostające na wyposażeniu LPR - choćby dzięki przystosowaniu do latania w nocy. Stąd zmiana prawa w tym zakresie byłaby nam jak najbardziej na rękę. Niejasna sytuacja wokół transportowych lotów TOPR była już nawet tematem sejmowych obrad. W 2007 r. posłowie Teresa Piotrowska i Maciej Świątkowski interpelowali do ministra zdrowia o włączenie TOPR do systemu ratownictwa. Według odpowiadającego na zapytanie podsekretarza stanu Jarosława Pinkasa problemem jest nie tylko status TOPR, ale również to, że zajmuje się ono równolegle innymi zadaniami: "Zespół ratownictwa medycznego, aby zapewnić należytą dostępność świadczeń w trybie natychmiastowym, nie może wykonywać innych zadań - w tym świadczyć innych rodzajów ratownictwa - poza ratownictwem medycznym" - pisze Pinkas. Według Kosińskiego, TOPR jest w stanie łączyć ratownictwo w Tatrach z wykonywaniem lotów do Krakowa, bez szkody dla żadnej z obydwu działalności: - Proszę wziąć pod uwagę, że przelot z Krakowa do Zakopanego w dobrych warunkach zajmuje raptem 20 minut. - Nawet jeśli śmigłowiec będzie akurat na akcji w górach, to zdąży ją wykonać i dolecieć do wypadku na przykład w Zakopanem szybciej niż ten z Krakowa - mówi anonimowo jedna z osób związanych z ratownictwem. - Tu bardziej chodzi o niechęć LPR do utraty monopolu na wykonywanie tej działalności. - Ja przepisów nie mogę zmienić, od tego są parlamentarzyści. TOPR podlega pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji - tłumaczy Robert Gałązkowski, dyrektor LPR. - Istnieje umowa pomiędzy TOPR a LPR, ale dotyczy ona raczej możliwości wykorzystywania przez TOPR naszych śmigłowców. Dyrektor LPR potwierdza, że w poniedziałek o 18.09 LPR zostało wezwane przez pogotowie do wypadku w Szczawie. Śmigłowiec LPR nie mógł wystartować ze względu na usterkę. ŁUKASZ KOSUT