Nie interesują ich zabytki ani kulturalne wydarzenia, tylko puby, piwo, dziewczyny i imprezy. Są pijani, krzykliwi, swoim zachowaniem szokują i sieją zgorszenie nie tylko w knajpach i hostelach, ale także na ulicach czy Rynku Głównym. Potrafią się publicznie obnażyć, załatwiać potrzeby fizjologiczne lub wymiotować. Przodują w tym młodzi Anglicy i Irlandczycy. Ich zachowanie przeszkadza głównie mieszkańcom. - Na naszym podwórku są cztery puby, ale tylko z ich lokalu słychać wrzaski i głośną muzykę; nierzadko do rana - skarży się Agata M., mieszkanka ul. Grodzkiej. Doszło już do tego, że w niektórych pubach pojawiły się swego czasu napisy "no stag party" (nie organizujemy wieczorów kawalerskich). - Jest już taki dowcip, w którym rozmawia dwóch Wyspiarzy: "Gdzie byłeś? W pubie "Kraków" - śmieje się Bogusław Krzeczkowski, przewodniczący Rady Dzielnicy "Stare Miasto". - Kiedyś tacy "turyści" jeździli do Pragi, teraz wśród nich modny stał się Kraków. Rozrabiają, zakłócają ciszę nocną, a nawet pokazują na ulicach swoje "klejnoty". Ludzie! To środkowa Europa, trzeba ukrócić ten proceder! - dodaje już poważnie. Niechlubny wyjątek W każdym tygodniu między Polską a Anglią odbywa się ponad 300 lotów. To właśnie tanie linie przyczyniły się do masowego zwiedzania naszego kraju i miasta przez Brytyjczyków. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że tak skandalicznie zachowuje się zaledwie niewielki odsetek z wielkiej grupy przybyszów z Wysp. - Od dwóch lat Anglicy stanowią największą grupę turystów w Krakowie - potwierdza Grażyna Leja, pełnomocnik prezydenta miasta ds. turystyki. - Natomiast z ankiety wynika, że zaledwie cztery procent deklaruje przyjazd do Krakowa w celach czysto rozrywkowych. Ilu z nich faktycznie rozrabia, nie wiadomo - dodaje. Jednak właśnie ten niewielki odsetek rozrabiaków wystawia złe świadectwo swojemu krajowi. Ich rząd zdaje sobie z sprawę z zachowania swoich obywateli: - Co tydzień dochodzi do ok. 300 bójek między Polakami a obywatelami Wysp - przyznaje ambasada Wielkiej Brytanii w Warszawie. Promil czy procent - Kraków ma swoje prawa. Niektórzy z tych, którzy tu przybywają, nie zawsze o tych prawach pamiętają - twierdzi młodszy inspektor Bogdan Syrek, komendant komisariatu Stare Miasto, którego funkcjonariusze najczęściej spotykają się z problematycznymi turystami. - Nie jest to jednak zjawisko nagminne, stanowiące jakąś uciążliwość dla miasta - zastrzega jednak. Podobne jest oficjalne stanowisko władz Krakowa: - Turystyczny boom, jaki teraz przeżywa Kraków, ma może troszkę ciemniejsze strony. Ale to zupełnie marginalny problem - zapewnia Marcin Helbin, rzecznik prezydenta Majchrowskiego. - Kraków jest miastem wysokiej kultury i dobrej rozrywki. Oddzielanie tego od dobrego jadła i napitku byłoby sztuczne i trudne - uważa. Jego słowa potwierdza fakt, że dotychczas ani policja, ani straż miejska nie prowadzi statystyk, ile interwencji dotyczy awantur z udziałem obcokrajowców. - Mogę tylko zapewnić, że rozrabiają różne nacje, nie tylko Anglicy - zdradza inspektor Syrek. Nieco więcej do powiedzenia ma krakowska izba wytrzeźwień. - Co prawda obywatele innych państw stanowią zaledwie jeden procent naszych "pacjentów", ale to wzrost o sto procent - mówi dyrektorka placówki, Elżbieta Damasiewicz- Gudzowska. Trafia do niej jednak niewielu "turystów", bo ci zwykle trzymają się razem i w razie potrzeby grupa opiekuje się "niedysponowanymi" kolegami. Zero tolerancji i konsekwencje Mimo marginalizacji zjawiska, problem z anglojęzycznymi rozrabiakami jednak jest. - Zwróciłem się z tą sprawą do prezydenta Majchrowskiego i muszę stwierdzić, że spotkałem się z natychmiastową reakcją - opowiada radny Krzeczkowski. Jak twierdzi, efektem było wspólne spotkanie władz miasta z policja i strażą miejską. Przygotowywana jest także specjalna ulotka w języku angielskim, która za kilka dni trafi na dworce, lotniska, do punktów turystycznych, hoteli i hosteli. - Są tam podstawowe informacje, które mogą się przydać turystom - informuje Filip Szatanik z biura prasowego Urzędu Miasta Krakowa. - Chcemy, żeby znalazły się tam też przygotowane przez nas informacje, czego robić nie wolno i że za niektóre wybryki grozi mandat do 500 zł - uzupełnia Monika Chylaszek-Jarosz, rzeczniczka straży miejskiej. Jej patrole wraz z policyjnymi mają teraz zwracać większą uwagę na zachowanie turystów, głównie na Starym Mieście i Kazimierzu, gdzie turystów jest najwięcej. Zareagowała także ambasada brytyjska. - Wydaliśmy właśnie 35 tysięcy egzemplarzy specjalnej ulotki z najważniejszymi informacjami - opowiada Agnieszka Tomaszewska z placówki dyplomatycznej. Odbyło się także spotkanie jej przedstawicieli w władzami Krakowa. - Jeżeli brytyjski turysta się upije i łamie polskie przepisy, w pełni popieramy lokalną władzę w wyciąganiu konsekwencji - informuje Christopher Thompson, wicekonsul Wielkiej Brytanii w Warszawie. - Żadnej tolerancji dla rozrabiaków - dodaje rzecznik prezydenta Krakowa, Marcin Helbin. Walka o opinię Wzmożony "nadzór" ze strony służb porządkowych nad turystami ma przede wszystkim polegać na ich chronieniu, np. przed złodziejami. Jeśli jednak trafi się jakaś awanturująca się grupa, nie będzie żadnej pobłażliwości. - Chodzi o to, by nie rozniosła się wieść, że Kraków jest miastem, w którym można bezkarnie rozrabiać. Negatywna opinia przylgnęła ostatnio do Pragi i wycofało się z niej wielu znaczących touroperatorów. Większość turystów nie chce jeździć w miejsca, gdzie nie jest spokojnie. Żeby nie stracić jak stolica Czech, Kraków musi utrzymać opinię miasta spokojnego i przyjaznego wszystkim zwiedzającym - wyjaśnia Grażyna Leja. Jerzy Kłeczek jerzy.kleczek@echomiasta.pl