Narodowy Fundusz Zdrowia obiecuje, że od przyszłego roku pacjenci leczący zęby w ramach ubezpieczenia będą mogli dopłacić z własnej kieszeni do lepszego materiału. Tym samym po raz pierwszy legalnie wprowadzi się mechanizm dopłat - donosi "Gazeta Krakowska". Kiedyś już w Małopolsce tak było - do lepszej plomby można było dopłacić za czasów kasy chorych. Nadal z ubezpieczenia będzie nam się należało łatanie zęba, tylko że amalgamatem, jeśli to nie jest dziura w "jedynce". - Poza możliwością dopłaty za lepszy materiał przewidujemy także zwiększenie dostępu do świadczeń ortodontycznych i protetycznych, nie będzie limitu dla znieczulenia ogólnego - to wszystko zostanie wyłączone z kontraktu, będzie finansowane odrębnie, dzięki czemu zwiększy się liczba świadczeń stomatologicznych, na jakie każdy będzie mógł liczyć w ramach ubezpieczenia. Przynajmniej - takie są plany Funduszu na przyszły rok - poinformowała Jolanta Kocjan, rzecznik prezesa NFZ. Choć wydawałoby się, że stomatologia to jedyna sfera świadczeń zdrowotnych, którą już dawno całkowicie sprywatyzowano, z wyliczeń dentystów wynika, iż tylko co trzeci Polak leczy zęby płacąc za to bezpośrednio z kieszeni. Spora grupa rodaków w ogóle nie odwiedza gabinetów dentystycznych, ale i tak, wbrew potocznym opiniom, większość korzysta ze świadczeń przysługujących w ramach ubezpieczenia. - O potrzebach świadczą kolejki. Do ortodonty czeka się z ubezpieczenia dwa lata, na protezę nawet półtora roku - wylicza doktor Robert Stępień, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie. Problem jest jednak bardziej złożony. Jak wiele świadczeń także usługi stomatologów NFZ wycenił poniżej kosztów. Potwierdził to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nakazując Funduszowi zniwelowanie różnic. A są one ogromne. - Na przykład za usunięcie zęba NFZ płaci 7 złotych podczas gdy rzeczywiste koszty to minimum 27 złotych - mówi doktor Stępień. Przy takich wycenach współpraca z NFZ jest dla dentysty prostą drogą do plajty. Ale zerwanie kontraktu, zwłaszcza w mniejszej miejscowości, naraża na krytykę lokalnych władz i krzywe spojrzenia sąsiadów. - W Małopolsce jest około 3000 stomatologów, mniej więcej 1500 współpracuje z Funduszem. To za mało, ale bez zwiększenia wycen ta liczba może tylko maleć - ostrzega dentysta. I nic nam z dopłat, jeśli nie będzie u kogo zaplombować trzonowego. NFZ zapewnił jednak, że jednocześnie "znacząco" wzrosną też wyceny i ilości kontraktowanych świadczeń dentystycznych. Ciekawe czy kiedyś zmaleje liczba Polaków z próchnicą. Pod tym względem jesteśmy w niecywilizowanej czołówce - ponad 90 procent narodu ma dziury w zębach. Wielu już od przedszkola.