Byłoby zatem czymś nienaturalnym, gdyby nie przyciągnęło i jazzu. Muzyki dla jednych dziwnej i niezrozumiałej, dla innych "w modzie", a dla wielu inspirującej i wyznaczającej sens i cel życia. Jazz w Krakowie grywano wszędzie, gdzie było to tylko możliwe. Pomimo represji władz komunistycznych lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia, zamykania nowo powstałych klubów, przenosił się do prywatnych mieszkań, gdzie dokonywały się przeglądy i granie muzyki, która płynęła z zachodu niczym uwolnienie. Najstarsze kluby jazzowe działały już od połowy lat czterdziestych. Były to YMCA, dalej Rotunda, gdzie pod pretekstem tanecznych wieczorków można było usłyszeć muzykę, która czarowała, a zakazana smakowała najlepiej. Nie grano wtedy dla pieniędzy, grano po to, by Kraków żył, by szarość i codzienność nie zdominowały raz, że samych artystów, dwa mieszkańców miasta. Piwnica Pod Baranami chętnie grała amerykańskie rytmy. Środowisko krakowskie znane z awangardowych zachowań przeniosło jazz nawet do gmachu filharmonii krakowskiej. W 1957 roku odbyły się tam "Zaduszki jazzowe". Działał również studencki Klub pod Jaszczurami. Przez wiele lat Kraków był głównym i najsilniejszym ośrodkiem jazzowym w Polsce. Genius Loci czuwa Jazz gra się w wielu krakowskich klubach, ale nie każdy z nich można od razu nazwać klubem jazzowym. Nawet te, które takim mianem się określają, nie zawsze oferują jazz z najwyższej półki. Każdy ma jednak swoją publiczność, swoich ulubionych jazzmanów na stałe związanych i wpisanych w ich klimat. Dla każdego wystarczy miejsca. Scena jest duża i w tym właśnie tkwi jej piękno. Klub "U Muniaka" W centrum miasta, które żyje nieustannie całą dobę, większość lokali otwarta jest od przedpołudnia do późnych godzin nocnych. Wyjątek stanowi klub "U Muniaka", przy ul. Floriańskiej 3, do którego wejdziemy dopiero punktualnie o godzinie dziewiętnastej. Tu gra się prawdziwy jazz. Spotkamy tutaj samego Szefa - Janusza Muniaka, ikonę polskiego jazzu, mistrza saksofonu tenorowego. Gra w czwartki, piątki i soboty, dobierając do zespołu śmietankę krakowskiego jazzu. Miejsce to skupia wybitne osobistości. Dzieje się tak od 18 października 1992 roku, czyli od momentu otwarcia tego klubu. Do Muniaka ciągną wszyscy wielcy. Gościli tutaj m.in. Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Sławomir Kulpowicz, Jarosław Śmietana, Andrzej Jagodziński i Zbigniew Wegehaupt. Obok Polaków występują też muzycy zagraniczni, a prawdziwymi perełkami były niezapomniane jam session z udziałem Wyntona Marsalisa i Nigela Kennedy'ego. Muniak zaprasza także i promuje młodą generację polskich jazzmanów. Dziś są nimi m.in. Paweł Kaczmarczyk, Michał Jaros i Paweł Dobrowolski. Pod okiem mistrza, młodzi ludzie pobierają stosowne nauki, by potem móc samodzielnie tworzyć dalej i współtworzyć krakowską scenę jazzową. - Na scenie "U Muniaka" pozbywało się tremy i oswajało z publicznymi występami - mówi Roman Ślazyk, basista krakowskiej formacji Fritatta. - U niego dojrzewa się o wiele bardziej i szybciej. Krótkie i trafne uwagi są doskonałym drogowskazem na przyszłość i prawdziwą szkołą zawodowego grania jazzu. - Tu się uczy warsztatu, rzemiosła. Tu się nie przychodzi zarabiać - dodaje pianista Paweł Kaczmarczyk. Fenomen tego klubu polega również na tym, że nawet jeśli danego dnia na tzw. rozpisce klubowej widnieją nazwiska konkretnych muzyków, to niejednokrotnie na gości czekają dodatkowe niespodzianki. Do zaproszonych wcześniej artystów dołączają wychowankowie Muniaka, którzy albo gnani tęsknotą za mistrzem i jego gawędami wpadają do klubu, albo przechodząc zachodzą, bo chęć zobaczenia "co się dzieje" jest nieodparta. Zasiadają wtedy za instrumentami i przyłączają się do występujących muzyków. Publiczność jak zawsze jest różna, często odwiedzają ten klub turyści zagraniczni. Utarło się, że być w Krakowie i nie pójść do Muniaka to jakby nie być tam wcale. - Tym samym funkcjonuję - mówi Janusz Muniak. - Teraz mój klub spełnia tę rolę, którą kiedyś spełniał Helikon. Przychodzą do mnie muzycy i grają. Ot tak po prostu. Harris Piano Jazz Inaczej wygląda sytuacja w Klubie Harris Piano Jazz, który mieści się w samym Rynku Głównym pod numerem dwudziestym ósmym. Dwaj młodzi energiczni zarządzający działają w klubie od niedawna, dbają o właściwą temu miejscu lokatę na mapie krakowskich klubów jazzowych, twierdzą, że jazz nie jest muzyką niszową. - Mamy ogromną klientelę. Codziennie w klubie odbywają się koncerty, bądź jam session. Do Harrisa wpadają muzycy, by spotkać się ze sobą. Jesteśmy otwarci na artystów, na naszej scenie gości wiele gatunków i odmian jazzu - przekonuje Paweł Cwalina. Program koncertów i imprez w Harrisie jest bardzo urozmaicony. W poniedziałki, środy, czwartki grane są Jam Session, Fusion Jam Session, Latin Jazz Jam Session, Funky i Soul. We wtorki i niedziele - jazz tradycyjny, w piątki - blues, rock'n'roll. W soboty odbywają się większe koncerty muzyków oraz formacji jazzowych z kraju i zagranicy. Klub może pochwalić się nowym wyremontowanym wnętrzem, dobrą atmosferą i świetnymi kontaktami z krakowskimi muzykami sceny jazzowej. - Jestem zadowolony - mówi Rafał Mazur, gitarzysta basowy, grający m.in. muzykę improwizowaną. - Nie gram codziennie, gdyż uważam, że wtedy muzyk chałturzy. Parę koncertów w miesiącu wystarczy, by normalnie żyć i rozwijać się. W Harrisie jest świetna akustyka, bardzo dobrze rozchodzi się tam dźwięk. Klub gościł wiele sław światowego jazzu m.in. Arta Farmera, Garry'ego Bartza, Mike'a Sterna, Roberto Flaminga, Idrisa Muhammada, Andy'ego Mekce i Karen Edwards. Z krakowskich jazzmanów grali tam prawie wszyscy począwszy od Michała Urbaniaka, Jarosława Śmietany, Leszka Kułakowskiego poprzez Jana Ptaszyn Wróblewskiego, Janusza Grzywacza, Wiesława Jemioła po Grzegorza Grybosia, Jana Pilcha i Wojciecha Groborza. - Proponujemy również muzykę współczesną, taką, która znana jest w Europie i Stanach Zjednoczonych, a Kraków i Polska dopiero ją odkrywają - dodaje menedżer - Pogranicze jazzu i czystej improwizacji. Muzyka dla osób o dużej wyobraźni muzycznej. Artyści pokazują, jakie dźwięki można jeszcze wydobyć z instrumentów, które wydawać by się mogły już do końca odkrytymi i zamkniętymi. Klub stara się zadowolić najbardziej wybrednego klienta. Różnorodność imprez, które oferuje, przyciąga na każdą z nich sporą grupę wielbicieli dobrej muzyki. Klub czynny jest od dziewiątej rano do niejednokrotnie bladego świtu. Piec Art Kolejnym klubem, do którego warto zajrzeć, jest Piec Art, mieszczący się przy ul. Szewskiej 12. Klub został otwarty w maju 1999 roku. Koncert jazzowe odbywają się tam w środy i czwartki. Są to stałe terminy. Oprócz nich klub organizuje zapowiadane koncerty. Goszczą na nich wybitni krakowscy artyści. - Jest to jedyny klub w Krakowie, który posiada porządny fortepian i dlatego tam gram - mówi Joachim Mencel, krakowski pianista o międzynarodowej sławie. - Podoba mi się wystrój i dobrze się tam czuję. W Piec Arcie grający muzycy otwarci są na uzdolnionych studentów Akademii Muzycznej, którzy pod okiem miedzy innymi Wojciech Groborza, szlifują swój warsztat. Przychodzą tu chętnie, bo i miejsce jest niezwykłe. Piec Art. Powołał nawet stowarzyszenie, które wspiera i promuje młodych, zdolnych muzyków. - Brałem udział w wielu jamach, byłem obecny na licznych koncertach w różnych klubach, ale w tym atmosfera jest niezapomniana - mówi Grzegorz Jakieła, student AM. - Wszyscy świetnie się bawią na bardzo wysokim poziomie. Jest tu po prostu ciepło i rodzinnie. W Piecu gościli m.in.: Grażyna Auguścik, Marek Bałata, Gary Bartz, Eddie Henderson, Nigel Kennedy, Tomasz Stańko, Lora Szafran, Dj Krime, Leszek Kułakowski, Steve Logan, Andy Mandorf, Henryk Miśkiewicz, Randy Porter, Jorgos Skolias, Arek Skolik, Brad Terry, Kazuhisa Uchihashi, Łukasz Żyta i wielu innych. Jazzowe Podgórze Krakowska scena jazzowa nie zamyka się już w obrębie Starego Miasta i Kazimierza. Coraz większe znaczenie odgrywa Podgórze, które pomału zaczyna zyskiwać rzesze sympatyków. Do miana kultowego lokalu aspiruje "Drukarnia", mieszcząca się u zbiegu ulic Nadwiślańskiej i Józefińskiej. Po wielu perypetiach związanych z lokalizacją klub już chyba na stałe osiadł w tym malowniczym zakątku. Któż tam nie bywał... Nie tylko znani jazzmani, bowiem otwiera się również na inne rodzaje muzyki. Organizuje nawet wieczorki taneczne, podczas których serwowany jest najlepszy dance, a więc muzyka lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. - Środowisko musi się "mieszać", trzeba wymieniać poglądy - przekonuje Robert "Sierściu" Mastalerz, wokalista zespołu 4 Szmery, częsty bywalec. - Przy drewnianym stoliku usiądę zarówno z tobą jak i z Pawłem Mąciwodą, basistą Scorpionsów. Nikt tutaj się nikomu i niczemu nie dziwi. Jest muzyk - świetnie, nie ma go, to zaraz przyjdzie. Klub posiada jedną z największych i najnowocześniejszych scen muzycznych w okolicy. Chętnie grywa tu m.in. Jan Pilch, a znany akustyk Włodek "Sprężyna" Cocher, który współpracował m.in. z takimi zespołami jak Lady Pank i Perfect pilnuje, by brzmienia rozchodziły się idealnie. Jazz Club "Mile Stone"' Na drugim krańcu ulicy Nadwiślańskiej, w hotelu Qubus, mieści się Jazz Club "Mile Stone"'. Jest to miejsce dla osób, które lubią posłuchać muzyki w bardzo nowoczesnych i ekskluzywnych wnętrzach. W Krakowie, w którym jazz grywany był zawsze w starych murach i piwnicach, to nowość. - To świeży powiew jazzu - tak swój styl definiują właściciele klubu. - Muzycy mają zapewnione świetne warunki nagłośnieniowe, dobrą akustykę, obszerną scenę. Słuchacze zaś wygodne sofy, pełne menu i oczywiście perełki polskiego i zagranicznego jazzu. Brzmienia dla każdego Krakowskie kluby, ich specyficzny charakter, otwartość samych krakowian i muzyków, dają odbiorcom-gościom niezapomniane wrażenia. Można artystę "dotknąć", porozmawiać z nim, pożartować, wymienić poglądy, kupić płytę i od razu otrzymać autograf. Większości klubów nie stać jednak na to, by często zapraszać gwiazdy światowej sceny jazzowej. Niekiedy mają one zbyt wygórowane oczekiwania. Kluby działają bez dotacji, utrzymują się z baru i z małej gastronomii, ale, jeśli codziennie gra się jazz, to i kondycja finansowa nie jest najgorsza. Warunki finansowe i stawki za jamy są w każdym klubie inaczej ustalane. Zazwyczaj jest to po ok. 100 zł lub więcej dla muzyków prowadzących jam session. - Nazywając jazz muzyką niszową, można się bardzo pomylić - mówi Michał Barański, młody kontrabasista, mający już na swoim koncie kilka płyt. - Muzycy narzekają już nie na wynagrodzenia, brak finansów czy tras koncertowych, ale na to, że nawet prasa muzyczna nie dostrzega wydarzeń dotyczących muzyki jazzowej. Nie chcą się tym interesować. Wydaje się im, że jazz to muzyka dla nieco starszych odbiorców. Jest to nieprawdą. Przecież jazz gramy również my, młodzi. Gatunki jazzu są tak różne i odmienne, że każdy znajdzie dla siebie odpowiednie brzmienie. I coś w tym jest, bo nawet krótka wizyta w którymś z wymienionych lokali, ukazuje jak błędnym jest przekonanie, że jazz to rozrywka dla nielicznych. Aga Stańczyk