Gdy starszy z chłopców przyszedł do szkoły z ogromnym guzem na czole, dyrekcja postanowiła wezwać matkę. Kobieta przyznała, że jej konkubent znęca się nad jej synami. Godzinę później wycofała się jednak ze swoich zeznań. Z ustaleń postępowania przygotowawczego wynika, że obydwaj chłopcy pochodzili z tzw. normalnej rodziny. Ich matka jakiś czas temu rozeszła się jednak z mężem i zamieszkała z nowym partnerem. To właśnie wtedy, jak wykazało śledztwo, zaczęły się problemy. Chłopcy zaczęli coraz częściej pojawiać się w szkole z siniakami na ciele, co zaniepokoiło nauczycieli. - Pedagodzy próbowali wypytać chłopców, co się dzieje, ale oni nie chcieli odpowiadać na żadne pytania. Dopiero w grudniu ubiegłego roku 10-latek nie wytrzymał i wyznał prawdę. Przyszedł do szkoły z ogromnym guzem na czole. Chłopiec rozpłakał się i opowiedział o tym, że ojczym znęca się nad nim i bratem od dawna. Twierdził, że bije ich pięściami po brzuchu i po plecach, a ostatnio uderzył go z tzw. byka w głowę i stąd ten guz na czole - mówi Zbigniew Uroda, szef chrzanowskiej prokuratur rejonowej. Matka chłopców, którą wezwano do szkoły potwierdziła, że jej konkubent znęca się nad dziećmi. Po chwili, gdy okazało się, że szkoła zawiadomiła policję, zmieniła jednak zeznania. Tłumaczyła, że chłopcy sprawiają trudności wychowawcze i od czasu do czasu trzeba dać im klapsa. Biegły psycholog potwierdził jednak, że zeznania dzieci są wiarygodne, a bracia nie konfabulują. 47-letni mężczyzna został zatrzymany. Podczas przesłuchania nie przyznał się do winy. Za znęcanie się nad dziećmi grozi mu do 5 lat więzienia. Co ciekawe oskarżony nie jest z tzw. marginesu społecznego, ale cieszy się dobrą opinią, nie był dotychczas karany i nie nadużywa alkoholu. LIZ