Kolejka aut z jednej strony sięgnęła w środę rynku w Starym Sączu. Tym samym pobity został rekord zatłoczenia ustanowiony podczas papieskiej wizyty w 1999 r. Końca korka nie widać, bo nie istnieją szybkie rozwiązania problemu. Dla przykładu w Krakowie zanim miasto wyda zgodę na lokalizację centrum handlowego, wymusza na inwestorze zbudowanie bezkolizyjnego węzła komunikacyjnego. Ul. Węgierska - główna droga wylotowa z Nowego Sącza w stronę Piwnicznej i granicy ze Słowacją - zawsze należała do najbardziej zatłoczonych w mieście. Od środy natężenie ruchu było tak wielkie, że samochody praktycznie stanęły w miejscu. - Od wielu lat dojeżdżam codziennie do pracy w Nowym Sączu, ale w środowe popołudnie po prostu znalazłam się w komunikacyjnym piekle - mówi Elżbieta Reichert-Kądziołka z Piwnicznej. - Na pokonanie tej trasy potrzebowałam zwykle 30 minut, teraz jechałam dwie godziny. Jechałam, to za dużo powiedziane, bo dopiero za miastem mogłam wrzucić drugi bieg. Planując przy głównej drodze wylotowej taką inwestycję trzeba mieć odrobinę wyobraźni i zdawać sobie sprawę z tego, co to spowoduje. Podobnych głosów kierowców było dużo więcej. Zakorkowana była nie tylko Węgierska, ale i sąsiednie ulice - Kunegundy, Piramowicza i Zielona, co skutecznie blokowało możliwość skorzystania z doraźnych objazdów. Oprócz kierowców narzekają też przedsiębiorcy, których firmy znajdują się w tym rejonie miasta. Prezes największego sądeckiego zakładu - firmy Fakro, nie kryje irytacji. - Czy nam to nie przeszkadza? - pyta retorycznie Ryszard Florek. - Przecież do nas nie można teraz dojechać ani wyjechać. Chyba mieszkańcy po to wybierają władze samorządowe i prezydenta, żeby oni rozwiązywali problemy utrudniające nam życie. Czy to nie jest tak, że inżynierowie ruchu przed oddaniem takiej inwestycji do użytku, powinni zbadać natężenie ruchu i przewidzieć co się stanie, kiedy nagle kilka tysięcy ludzi będzie chciało przyjechać tu na zakupy? Była wiceprezydent Nowego Sącza, a obecnie radna Zofia Pieczkowska przewidziała kłopoty, w jakie wpakują się sądeccy kierowcy po otwarciu Galerii Sandecja. Niestety Pieczkowska - z wykształcenia inżynier drogownictwa specjalizująca się w organizacji ruchu - nie ma dla kierujących dobrych wiadomości. Jej zdaniem nie istnieje doraźne rozwiązanie mogące poprawić sytuację. - Recepty nie trzeba szukać daleko, bo istnieją proste rozwiązania, ale są one, niestety, drogie i czasochłonne - uważa Zofia Pieczkowska. Według niej realne są dwa rozwiązania. Pierwsze to budowa obwodnicy południowej od firmy Carbon do alei Piłsudskiego. Drugie to tzw. zamiennik ul. Węgierskiej, czyli równoległa droga od zajazdu w Starym Sączu prowadzona wzdłuż Dunajca. - Prosiłam pana prezydenta Nowaka, byśmy nie zarzucali myślenia o obwodnicy południowej, którą należało wpisać do projektu marszałkowskiego - przekonuje Zofia Pieczkowska. - Prezydent jednak uważa, że ta obwodnica nie jest potrzebna, a wszelkie tłumaczenia trafiają na mur. Czy prezydent Ryszard Nowak przewidział, co się stanie na Węgierskiej po otwarciu centrum handlowego? Wczoraj nie udało się zdobyć odpowiedzi na to pytanie, ponieważ prezydent miał ważne spotkania poza urzędem i wyłączył telefon. Pytanie dziennikarzy przewidział natomiast dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg, Grzegorz Mirek: - Drogi nie rozciągniemy, bo nie jest z gumy - przyznaje. - Zwiększony ruch przewidzieliśmy, ale zakładam, że jesteśmy w nietypowym okresie zwiększonego zainteresowania nową galerią i ta sytuacja nie jest miarodajna. Więcej będziemy wiedzieć po tygodniu. Na razie monitorujemy sytuację i mając pierwsze wnioski będziemy starali się nieco rozładować tłok odpowiednim ustawieniem sygnalizacji świetlnej, zresztą nie tylko na Węgierskiej. Czy jednak miasto nie powinno wymusić na inwestorze zaplanowania i budowy bezkolizyjnych rozwiązań w rejonie wielkiego centrum handlowego? Zdaniem dyrektora Mirka możliwości w tym miejscu były ograniczone ze względu na brak miejsca, a z podjętych zobowiązań inwestor się wywiązał: - Warunkiem dopuszczenia do otwarcia galerii było m.in. wybudowanie na Węgierskiej lewoskrętu od strony Starego Sącza i to zostało zrobione. Póki co władze apelują do mieszkańców miasta, by w miarę możliwości rezygnowali z wyjazdu do galerii samochodem i korzystali ze specjalnie uruchomionej w tym celu linii autobusowej nr 28, kursującej właśnie do galerii. Ma to przynajmniej częściowo rozładować problem. Na razie próbuje w tym pomóc policja. Szczególnej pomocy potrzebowali kierowcy próbujący wyjechać z galerii. W środę i czwartek ruchem kierowało w tym rejonie sześciu policjantów z drogówki. - Największy problem z płynnością ruchu jest w godzinach popołudniowych, kiedy do ludzi wracających z pracy dołączają klienci galerii - mówi podinspektor Andrzej Krok, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KM Policji w Nowym Sączu. - Myślę, że kiedy po kilku dniach minie pierwsze zakupowe szaleństwo, sytuacja się ustabilizuje. Wojciech Molendowicz wmolendowicz@dziennik.krakow.pl