Wisława Szymborska utrzymywała w rozmowach z dziennikarzami, że nie posiada biografii, a wszystko, co ma do powiedzenia o sobie, zawarte jest w jej wierszach. Nie lubiła zwierzeń, wstydziła się publicznego okazywania uczuć. Podczas pracy nad "Pamiątkowymi rupieciami" Anny Bikont i Joanny Szczęsnej, jak wspominają reporterki, poetka pokazała "tylko tyle, ile chciała". Mimo to autorkom książki udało się, opierając się nie tylko na rozmowach z Szymborską, ale też na wspomnieniach jej przyjaciół i dokumentach, opisać życie polskiej noblistki - od narodzin 2 lipca 1923 roku w Kórniku, przez mało znane fakty z dzieciństwa i młodości w okupowanym Krakowie, studia i pierwsze wiersze w czasach stalinowskich po lata późniejsze. Jako poetka Szymborska zadebiutowała w marcu roku 1945 wierszem "Szukam słowa", opublikowanym w dodatku pt. "Walka" (nr 3) do "Dziennika Polskiego". Pierwszy opublikowany tomik to "Dlatego żyjemy" (1952). Wydane w czasach apogeum stalinizmu wiersze noszą piętno swej epoki, podobnie jak te pochodzące z kolejnego tomiku pt. "Pytania zadawane sobie" (1954). Po latach Szymborska będzie się tłumaczyć z akcentów socrealistycznych w swoich wczesnych wierszach mówiąc, że w tamtym okresie sympatyzowała z ustrojem, bo "kochała ludzkość w całości, by po latach docenić wartość kochania poszczególnych jednostek". Z partii wypisała się w 1968 roku. Od 1953 r. do 1968 r. Szymborska była kierownikiem działu poezji w krakowskim "Życiu Literackim", gdzie prowadziła rubrykę "Poczta Literacka", z której wybór dokonany przez Teresę Walas ukazał się w roku 2000 (WL, Kraków). Tu po raz pierwszy czytelnik może spotkać Szymborską - lakoniczną mistrzynię słowa, z niepowtarzalnym poczuciem humoru. "Mam westchnienie być poetą" - pisał autor aspirujący do publikacji. "Mam jęk być redaktorem" - replikowała poetka. W pewnym sensie dopiero popaździernikowy, wydany w roku 1957 roku tom "Wołanie do Yeti" stał się właściwym debiutem poetki, w którym widoczne są już charakterystyczne cechy jej poetyki - aforystyczność i stosowanie paradoksu, jako podstawowej figury retorycznej. Kolejne tomy jej wierszy to: "Sól" (1962), "Sto pociech" (1967), "Wszelki wypadek" (1972), "Wielka liczba" (1976), "Ludzie na moście" (1986), "Koniec i początek" (1993), "Chwila" (2002), "Dwukropek" (2005) i "Tutaj" (2008). Szymborska opublikowała zaledwie około 350 wierszy, czyli pisała około 4-5 utworów rocznie. Pierwszym mężem Szymborskiej był Adam Włodek, ale najsilniejszy i najdłuższy związek połączył ją z Kornelem Filipowiczem, starszym od niej prozaikiem, autorem opowiadań. To Filipowicz, który uwielbiał łowić ryby, pokazał Szymborskiej przyjemność obcowania z naturą, zabierał ją na wyprawy namiotowe, biwaki. Nigdy nie zamieszkali razem. Dopiero po jego śmierci Wisława Szymborska wyznała: "Byliśmy ze sobą 23 lata. Cudowny człowiek, świetny pisarz. Nie mieszkaliśmy razem, nie przeszkadzaliśmy sobie. Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie". W 1996 roku literacką Nagrodę Nobla odebrała Szymborska za "za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości", co Stanisław Lem skomentował: "Wiśce się ten Nobel po prostu należał". Konieczność wystąpień publicznych i popularność związana z Noblem okazała się tak ciężka do zniesienia, że przyjaciele Szymborskiej dzielili jej życie na dwa etapy: przed i po "tragedii sztokholmskiej". "Zniosła to z godnością" - podsumował przyjaciel poetki Jerzy Illg. Niemilknący telefon przerażał Wisławę Szymborską, podobnie jak sprawy urzędowe. Ale miała od tego swojego zaufanego człowieka - sekretarza Michała Rusinka. To on o wielkiej poetce mówił, że jest "Piotrusiem Panem tylko w wersji żeńskiej". Przyszły sekretarz podbił serce poetki tym, jak uciszył jej telefon przecinając kabel, a następnie założył automatyczną sekretarkę, która miała przede wszystkim odstraszać natrętów. Poetka bardzo była przywiązana do przedmiotów codziennego użytku, a im bardziej były kiczowate tym lepiej. Rusinek z odrazą wspomina zwłaszcza "ohydny chiński termos", z którym zawsze podróżowała. Jako sekretarz musiał się też przyzwyczaić, że jego "szefowa" - jak o niej czasem pisał - pali jak smok. "Palenie było jej potrzebne do pracy". Jeśli chodzi o laptopa noblistka opanowała tylko dwa przyciski "page up" i page down". Do telefonu komórkowego podchodziła z jeszcze większym uprzedzeniem. Uważa, że ten przedmiot ma za dużo przycisków. W literackich kręgach Krakowa plotkowano o tajemniczej sympatii, jaka połączyła noblistkę Wisławę Szymborską z championem boksu Andrzejem Gołotą. Podobno przypadek sprawił, że pewnego dnia Szymborska i Gołota jedli w tej samej warszawskiej restauracji. Postawny bokser, zdobywca brązowego medalu na olimpiadzie w Seulu, wzbudził sensację, otaczała go chmara fotoreporterów, natomiast na skromną starszą panią - Wisławę Szymborską - nikt nie zwracał uwagi. Według Illga, zdarzenie to dało sposobność przyjacielowi noblistki Bronisławowi Majowi - poecie słynącemu z poczucia humoru - do wygłoszenia żartu o ewentualnym związku poetki i boksera. Żart był powtarzany i zaczął żyć własnym życiem. Znajomi zaczęli ofiarowywać Wisławie Szymborskiej oprawione portrety championa boksu, po kolejnej przegranej walce Gołoty noblistka odbierała serie telefonów pełnych wyrazów współczucia od znajomych zatroskanych, jak też przyjęła ten cios" - wspomina Jerzy Illg. Prywatne oblicze Szymborskiej przybliżył czytelnikom tomik "Rymowanki dla dużych dzieci" zawierający limeryki i inne zabawne wierszyki ilustrowane wyklejankami autorstwa noblistki. Lwią cześć tomiku stanowiły limeryki, które Szymborska z upodobaniem układała, zwłaszcza podczas podróży. "Na przedmieściach żył Singapuru pewien słynny z przemówień guru. Lecz raz wyznał mi z płaczem: mam kłopoty z wołaczem i do szczura wciąż mówię +szczuru+!" "Napoleon, przed pobytem na Elbie, wyznał pani Walewskiej przy melbie: +Jesteś co prawda Polka i do twarzy ci parasolka, ale już cię, Mańka, nie wielbię+" To dwa z kilkuset limeryków autorstwa poetki, która zachęcała podróżujących z nią przyjaciół do rozwinięcia skrzydeł limeryzmu w kontekście nazw mijanych miejscowości. Forma "Moskalików" to już inwencja samej Szymborskiej, która parodiowała zwrotkę z wiersza Rajnolda Suchodolskiego "Kto powiedział, że Moskale są to bracia nas, Lechitów, temu pierwszy w łeb wypalę przed kościołem karmelitów!". Poetce posłużyło to za kanwę całej serii parodystycznych wierszyków jak na przykład: "Kto powiedział, że Łotysze używają ludzkiej mowy, z listy zdrowych go wypiszę pod murami Częstochowy". "Kto powiedział, że Japońce rozmawiają przy herbacie, temu utnę wszystkie końce w szczebrzeszyńskiej kolegiacie". Jednym z ostatnich zapisanych tekstów Szymborskiej był żartobliwy czterowiersz: "Holendrzy to mądra nacja/ bo wiedzą, co trzeba robić/ kiedy ustaje naturalna oddychacja", odnoszący się do jej stanu po operacji. Poetka zmarła 1 lutego 2012 roku, we własnym domu, we śnie. Książka "Pamiątkowe rupiecie" ukaże się 6 czerwca, nakładem wydawnictwa Znak.