Kobieta oferowała lokowanie pieniędzy na bardzo wysoki procent, twierdząc, że jest przedstawicielką towarzystwa ubezpieczeniowego i działa w jego imieniu, inwestując pieniądze wybranych klientów w specjalnej ofercie funduszu. Oprócz oszustwa na kwotę 13 mln 200 tys. zł prokuratura oskarżyła Monikę B.-B. o bezprawne wykorzystywanie znaków towarowych firmy ubezpieczeniowej. Przed sądem stanął także mąż oskarżonej Stanisław B., który odpowie za poplecznictwo, tj. próbę usunięcia śladów i dowodów przestępstwa. Sprawa wyszła na jaw w listopadzie 2009 roku. Zaniepokojeni klienci firmy zawiadomili policję, że nie mogą się skontaktować z właścicielką kancelarii finansowej. Po kilku dniach Monika B.-B. sama zgłosiła się na komisariat. Pod koniec listopada prokuratura przedstawiła jej zarzuty wyłudzenia - początkowo 3 milionów złotych. W trakcie śledztwa organy ścigania przyjmowały zgłoszenia oszukanych klientów i modyfikowały kwotę oszustwa - najpierw do 7 mln zł, potem 13 mln 200 zł. Podejrzana, która początkowo nie przyznawała się do zarzutów, po kolejnej modyfikacji dotyczącej wysokości wyłudzonej kwoty przyznała się do winy, odmówiła jednak złożenia wyjaśnień. Kwestionowała także zarzut, że z oszustwa uczyniła stałe źródło dochodu. Grozi jej kara do 15 lat pozbawienia wolności. Prokuraturze w toku śledztwa nie udało się ustalić, co stało się z pieniędzmi. Sprawdzała m.in. banki i biura maklerskie, ale nie natrafiła na ślad pieniędzy. Jak informowała prokuratura, pieniądze do firmy prowadzonej przez Monikę B.-B. wpłacało wiele osób, także spoza regionu limanowskiego i nowosądeckiego. Wśród osób inwestujących w firmie Moniki B.-B. znajdowali się przedstawiciele różnych grup zawodowych, w tym także prawnicy. W toku śledztwa zarzuty oszustwa usłyszał również współpracownik Moniki B.-B. ze Śląska. Prokuratura jednak ustaliła, że twierdzenia Moniki B.-B. przeciw niemu były jedynie pomówieniami.