Nadal dokładnie nie wiadomo, dlaczego Ania i jej 18-letnia koleżanka Beata targnęły się na własne życie - donosi "Polska Gazeta Krakowska". Powodu desperackiego kroku nie wyjaśniają notatki, które spisały krótko przed tragedią. Pięć zapisanych kartek papieru znaleziono w stodole, obok ciał nastolatek. Nowotarscy prokuratorzy twierdzą, że nie można ich traktować jako listów pożegnalnych. - To raczej chaotyczny zapis różnych przemyśleń dziewcząt. Po tych notatkach widać, że były w złej formie psychicznej. Pisały, że życie nie ma sensu, że nie chcą już dłużej żyć. To nie wyjaśnia jednak, co było powodem samobójstwa - twierdzi jeden z prokuratorów. Znajomi, nauczyciele i najbliższa rodzina dziewcząt są skazani na domysły. Mieszkańcy Boru i Szaflar niechętnie rozmawiają z dziennikarzami. Mówią, że każda z dziewcząt miała swój własny powód, by rozstać się z życiem, ale zabrała go do grobu. Wspominają o kłopotach rodzinnych, zawodzie miłosnym i... narkotykach. - W tle są narkotyki i będę głośno o tym mówił. Szaflary są ogromnie zagrożone tą plagą - przekonuje Jarosław Szlęk, dyrektor miejscowej szkoły, do której uczęszczała Ania. - Wielu rodziców uważa, że ten problem nie dotyczy ich dzieci. Nie mamy sygnałów, że w naszej szkole pojawiają się środki odurzające, ale proszę pamiętać, że te dwie dziewczyny miały swoje życie poza szkołą - podkreśla. Zaraz po tragedii do gimnazjum w Szaflarach przyjechał przedstawiciel Małopolskiego Kuratorium Oświaty. Rozmawiał z nauczycielami, analizował zapisy w dziennikach szkolnych. Stwierdzono, że powodem samobójstwa Ani na pewno nie były niepowodzenia w szkole. Prokuratura również nie bierze tej hipotezy pod uwagę. Ania była przeciętną uczennicą. Lubiła silne osobowości, a taką na pewno była jej starsza i przebojowa koleżanka Beata, uczennica II klasy technikum informatycznego w Nowym Targu. To ona wprowadzała Anię w dorosłe życie - ze wszystkimi jego jasnymi i ciemnymi stronami. Dziewczyny mieszkały blisko siebie, od dawna się przyjaźniły. Wiemy, jak wyglądał ich ostatni dzień. Na pewno spędziły go razem: od rana do tragicznej nocy. Jeździły na rowerach, spacerowały i rozmawiały. Beata o godz. 14.05 po raz ostatni zalogowała się w jednym z serwisów internetowych. Wieczorem, w dniu Zielonych Świątek, poszły na gminną imprezę. W grupie przyjaciół nie spędziły jednak wiele czasu. Widziano je przy wielu ogniskach. Otwarcie mówiły niektórym osobom, że dzisiaj się powieszą. Nikt nie uwierzył w ich słowa. - Różne rzeczy się mówi, jak się jest trochę wypitym. Dlatego nikt nie zwrócił uwagi na to, co mówiły Anka i Beata. Byliśmy przekonani, że żartują - mówi 17-letni znajomy dziewcząt, który był razem z nimi na ognisku. Inni koledzy dodają, że były "smutno ubrane i mówiły trochę od rzeczy". Późnym wieczorem nastolatki poszły do domu Ani. Spędziły w nim kilkadziesiąt minut. Wychodząc, Ania powiedziała matce, że idzie odprowadzić koleżankę. Przed północą poszły do stodoły koło domu Beaty i zaczęły wiązać dla siebie sznury. Prawdopodobnie tuż przed śmiercią piły alkohol: w stodole znaleziono pustą butelkę po słowackiej wódce. Prokuratura w Nowym Targu potwierdza, że dziewczęta, gdy już zawiązały sznury na swoich szyjach, zaczęły wysyłać SMS-y do przyjaciół i znajomych. - Zaraz się powieszę - napisała Beata do swojego chłopaka Łukasza. Chwilę wcześniej, także za pośrednictwem SMS-a, oświadczyła, że się z nim rozstaje. Łukasz, mieszkający w oddalonej od Boru o 20 km Leśnicy, natychmiast wsiadł do samochodu i pojechał do domu Beaty. Powiedział jej ojcu o mrożącej krew w żyłach wiadomości. Wspólnie poszli do stodoły. Gdy otwarli jej drzwi, zamarli z przerażenia. Dziewczęta wisiały obok siebie. Na ratunek było już za późno. Sekcja zwłok jednoznacznie wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie. Wykluczono działanie osób trzecich. Za dwa tygodnie znane będą wyniki badań, które wykażą, czy dziewczęta były pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Ojciec Beaty we wtorek spalił sznury, których nastolatki użyły, by odebrać sobie życie.