Tak prawomocnie orzekł w poniedziałek Sąd Apelacyjny w Katowicach. Uchylił tę część wyroku z I instancji, w którym spółka STA została zobowiązana do przeproszenia Frasa w prasie i wpłaty 20 tys. zł na cel charytatywny. Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych Frasa, ale - jak powiedział sędzia Piotr Wójtowicz - nie zaakceptował wskazanego przez sąd I instancji sposobu usunięcia skutków tego naruszenia. We wrześniu 2007 r. katowicki adwokat Mariusz Fras jechał autostradą z Katowic do Krakowa. Przy wjeździe na płatny odcinek drogi w punkcie poboru opłat w Brzęczkowicach zapłacił 6,50 zł. W trakcie jazdy postanowił, że - ze względu na złą jakość drogi - drugiej części opłaty nie uiści. Wytoczył proces o naruszenie dóbr osobistych spółkom Stalexport Autostrada Małopolska (SAM) i Stalexport Transroute Autostrada (STA), uznając, że przy bramkach w Balicach pozbawiono lub przynajmniej ograniczono jego wolność, odmawiając podniesienia szlabanu po tym, jak się wylegitymował. W kwietniu tego roku katowicki sąd okręgowy przyznał mu rację. Nakazał spółce STA przeproszenie powoda za bezprawne i bezpodstawne ograniczenie jego wolności. Poza zamieszczeniem przeprosin w ogólnopolskim wydaniu "Gazety Wyborczej", sąd I instancji zobowiązał też pozwaną spółkę do wpłaty 20 tys. zł na rzecz Fundacji Anny Dymnej "Mimo wszystko" oraz zapłaty Frasowi prawie 3,4 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Zgodnie z poniedziałkowym wyrokiem STA nie musi przepraszać kierowcy w gazecie, ale ma wysłać Frasowi list z tekstem przeprosin za krótkotrwałe ograniczenie jego wolności. W pozostałej części oddalił powództwo Frasa. Powód ma też wpłacić STA 990 zł tytułem zwrotu kosztów procesu i 2150 zł kosztów postępowania apelacyjnego. Drugiej pozwanej spółce SAM - wobec której powództwo zostało oddalone już w pierwszej instancji - Fras ma zapłacić 2760 zł. Sędzia Wójtowicz w ustnym uzasadnieniu wyroku mówił, że współczesna praktyka wymusza stawianie barier, by zmusić ludzi do określonego zachowania i można się zastanawiać, czy i jak dalece ogranicza to wolności. Dodał, że szlabany są po to, by zmusić do uiszczenia opłaty i jest to powszechnie akceptowane. - Każdy, kto odmawia zapłaty musi liczyć się z pewnymi utrudnieniami - mówił. Inaczej niż sąd I instancji sąd apelacyjny uznał, że wolność Frasa była ograniczona tylko przez kilka minut, a nie blisko godzinę - pomiędzy spisaniem jego danych a wypuszczeniem go przez bramkę. Nieuzasadnione było przetrzymanie kierowcy w punkcie poboru opłat po odnotowaniu jego danych i zapewnieniu, że może jechać dalej do chwili, kiedy Fras - poirytowany że mimo to pracownicy autostrady odmawiają mu otwarcia bramki - sam podniósł szlaban. Sąd apelacyjny uznał, że zachowanie pracowników autostrady - z wyjątkiem tego krótkiego okresu - mieściło się w granicy ich naturalnych działań i miało na celu zabezpieczenie dowodu, by dochodzić w przyszłości należności, a potem było podyktowane koniecznością sprawdzenia, czy szlaban nie został uszkodzony. Stąd też łagodniejsza niż w I instancji ocena zachowania pracowników STA i uchylenie decyzji o konieczności zapłaty przez tę spółkę 20 tys. zł na cel charytatywny. Takie ustalenia musiały rzutować na rozstrzygnięcie o kosztach i o częściowe obciążenie nimi strony powodowej. W związku z wydarzeniami w Balicach, w maju ub. roku w procesie karnym krakowski sąd uniewinnił Frasa. Orzekł, że kierowca nie dopuścił się wyłudzenia przejazdu, ponieważ w momencie wjazdu na autostradę nie miał takiego zamiaru. Sąd wskazał także, że należy respektować prawo konsumenta do kwestionowania jakości usługi. Było to pierwsze takie rozstrzygnięcie w sprawie warunków przejazdu autostradą A4. W ostatnich latach trwały tam uciążliwe dla kierowców remonty nawierzchni i mostów, skutkujące zwężeniami i wydłużeniem czasu przejazdu. Mimo to opłaty za przejazd nie zostały zmniejszone. To właśnie po korzystnym dla siebie wyroku sądu w Krakowie, Fras złożył w sądzie w Katowicach pozew o naruszenie dóbr osobistych. Prowadzone wcześniej w Krakowie postępowanie karne w sprawie pozbawienia Frasa wolności i zmuszania go do określonego zachowania zostało umorzone. Prokuratura uznała, że nie doszło do przestępstwa, bo kierowca od czasu zablokowania mu przejazdu miał możliwość podejmowania wszystkich normalnych czynności życiowych. Nikt też nie zamknął go w samochodzie, mógł swobodnie poruszać się po terenie autostrady. Decyzja o umorzeniu tego postępowania jest prawomocna.