Niektóre pielęgniarki mają już tego dość. 15 sióstr postawiło wszystko na jedną kartkę i - wobec braku podwyżki - złożyło w tym tygodniu wypowiedzenia umów o pracę. Zarobki w służbie zdrowia nie od dziś budzą emocje. I choć pracownicy służby zdrowia nie mają obowiązku składania oświadczeń majątkowych, dziś można łatwo ustalić, jakie płace w tej branży obowiązują. Wszystko dlatego, że niektórzy pracownicy służby zdrowia są również radnymi, więc muszą składać oświadczenia majątkowe, a w nich - ujawniać dochody. Wymienione wyżej kwoty to wypis z oświadczeń dwóch wadowickich radnych - jedna pani jest ordynatorem w szpitalu, a druga pielęgniarką oddziałową. Nic więc dziwnego, że tak wielkie dysproporcje płacowe budzą emocje. Kilka lat temu po trwającym kilka tygodni proteście, lekarze wywalczyli niemałe podwyżki swoich pensji. Pielęgniarki tymczasem nadal zarabiają niewielką część tego, co niektórzy lekarze, a ich praca do łatwych przecież nie należy. Siostry z wadowickiego szpitala już od roku domagają się podwyżek i są oficjalnie w sporze zbiorowym z dyrekcją. W tym tygodniu 15 pielęgniarek z oddziału wewnętrznego, w proteście przeciwko niskim zarobkom, złożyło wypowiedzenia umów o pracę. Jak udało się ustalić dziennikarzom, zwalniające się siostry domagały się podwyżek o 500-600 zł miesięcznie. Dyrektor szpitala Krystyna Grzesiek zapowiedziała, że zwalnianym podwyżki nie da, bo jednocześnie musiałaby podwyższyć uposażenia ponad 250 innym pielęgniarkom zatrudnionym w szpitalu. - W tym roku w budżecie szpitala nie ma na ten cel pieniędzy - informuje dyrektor. To pierwsze oznaki "buntu płacowego" w wadowickim szpitalu. Czas pokaże, czy w ślad za piętnastoma siostrami pójdą inne. GM