Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko i doszczętnie spalił budynek, w którym zameldowanych było 11 osób. Na miejsce dojechały dwa zastępy straży pożarnej z Nowego Sącza oraz wszystkie ochotnicze jednostki z terenu gminy Łososina Dolna. - Gaszenie pożaru było bardzo utrudnione ze względu na zły stan drogi dojazdowej, która jest wąska i śliska. Tylko ochotniczej jednostce strażackiej z Łososiny Dolnej udało się dojechać pod sam budynek - relacjonuje mł. bryg. Paweł Motyka, zastępca komendanta PSP w Nowym Sączu. Bardzo trudna akcja Pozostałe zastępy utknęły pół kilometra od miejsca pożaru i nie mogły się dostać bliżej. Strażacy połączyli węże, zasilając samochód OSP z Łosiny Dolnej, do którego przetaczano wodę na odległość 500 metrów z pozostałych wozów. Wodę czerpano z miejscowej rzeki oddalonej od palącego się budynku o około cztery kilometry. Akcja strażacka trwała ponad siedem godzin. - Dom zamieszkiwało dziewięć osób, w tym troje małych dzieci w wieku: dwa miesiące, dwa i trzy lata. Na szczęście wszyscy opuścili palący się budynek, zanim dojechaliśmy na miejsce i nie odnieśli żadnych obrażeń - mówi Motyka. 9-osobowa rodzina straciła dom Budynku mieszkalno-gospodarczego nie udało się uratować. Rodzina uratowała przed ogniem owce i kozy. Ocalała tylko stodoła, która znajdowała się około 30 metrów od zajętego ogniem domu. W niej Lupowie spędzili noc z niedzieli na poniedziałek. Strażacy pomagali rodzinie wynosić z pogorzeliska ich majątek, dokumenty, nadpalone meble i ubrania. Wynieśli także dwie 11 kg butle z gazem propan-butan. Straty oszacowano na około 200 tys. zł. - Nie mamy pojęcia, co mogło spowodować pożar. Nie znaleźliśmy żadnych wskazówek. Teraz policja zajmie się ustalaniem przyczyn tego tragicznego dla rodziny wydarzenia - mówi Paweł Motyka. Z pomocą rodzinie jeszcze tego samego dnia pośpieszył wójt gminy Łososina Dolna Stanisław Golonka, który przyjechał na miejsce pożaru. Obiecał znaleźć rodzinie lokal zastępczy, dopóki ich dom nie zostanie odbudowany. Ogień zabrał im cały dorobek życia - Lupowie nie należą do osób majętnych, dlatego ten pożar to dla nich katastrofa. Zaoferowaliśmy im lokal zastępczy na terenie gminy, a proboszcz parafii w Tropiu zaproponował miejsce w Domu Pielgrzyma - mówi Edward Pajor, radny gminy Łososina Dolna i mieszkaniec Witowic Dolnych. - Rodzina jest jeszcze w szoku i nie zdecydowała, gdzie się przeniesie. Na ich decyzję trzeba jeszcze poczekać. Jednak pan Włodzimierz Lupa, póki co nie chce opuszczać dotychczasowego miejsca zamieszkania. Śpi w stodole, a pozostali jego bliscy u rodziny i znajomych. Oprócz nowego miejsca zamieszkania Lupom potrzebne jest wszystko, od ubrań po sprzęty codziennego użytku. Ogień zabrał im cały dorobek życia. Alicja Fałek alicja.falek@dziennik.krakow.pl Cracovia tonie w długach Pokój i ludzie życie są kruche Haftowana "Bitwa pod Grunwaldem" na jubileusz