- Akt oskarżenia przeciwko Armanowi S. skierowano do sądu - powiedziała w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska. Do napadu doszło 15 lutego w Krakowie. Zamaskowany mężczyzna wszedł do oddziału banku i grożąc bronią jednej z pracownic, nakazał drugiej zapakowanie mu do plecaka pieniędzy. Ponieważ uznał, że zbyt długo otwiera szuflady, krzykiem zaczął grozić kobietom. Jednej z pracownic udało się uruchomić "cichy alarm". Napad obserwowali też przez okno dwaj przechodnie. Jeden z nich zadzwonił na numer alarmowy 112 i powiadomił o napadzie policję, a następnie zaczął śledzić wybiegającego z banku przestępcę, cały czas pozostając w kontakcie telefonicznym z policją. Kiedy napastnik wsiadł do autobusu, policjanci zatrzymali pojazd, a świadek wskazał im znajdującego się wśród pasażerów sprawcę napadu. W plecaku mężczyzny znaleziono ponad 40 tys. zł z napadu, kominiarkę i odbezpieczoną wiatrówkę z magazynkiem wypełnionym metalowymi kulkami. Według biegłego użyta podczas rozboju broń nie jest bronią palną, nie jest też bronią pneumatyczną i na jej posiadanie nie jest wymagane pozwolenie. Podczas przesłuchania Arman S., który ma podwójne obywatelstwo polskie i ormiańskie, przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Grozi mu kara pozbawienia wolności od 2 do 12 lat. W rozmowie z PAP prok. Marcinkowska podkreśliła obywatelską postawę przechodnia. - To bardzo ważne, że ludzie coraz częściej reagują na przypadki popełniania przestępstw - podkreśliła.