- W poniedziałek po godzinie 16. mojego 80-letniego tatę zabrała karetka pogotowia. W swoim życiu przeszedł już dwa zawały, teraz miał podejrzenie wylewu - mówi pan Andrzej, syn 80-latka. - Lekarz pogotowia przed wyjazdem z domu powiedział, że nie ma czasu nawet na przebranie ojcu spodni, bo natychmiast musi on trafić do szpital - dodaje. Gdy karetka przywiozła 80-latka na Szpitalny Oddział Ratunkowy pacjentowi wykonano badanie tomograficzne. W izolatce czekał na wyniki do godziny 19. Miał zostać przyjęty na oddział. - Nikt się nim jednak nie interesował, chociaż ciśnienie krwi wynosiło ponad 210, nie poznawał mnie i majaczył - relacjonuje zdarzenie syn chorego. Po sześciu godzinach od przyjazdu do szpitala na salę przyszedł ordynator SOR-u Robert Kowalik. Zapytał pacjenta, jak się czuje i - analizując wyniki - uznał, że nie jest najgorzej. Ostatecznie jednak przyjął go na oddział. Jak opisuje pan Andrzej, tego samego dnia około godziny 18. na SOR trafiła starsza kobieta, która miała ponad 40 stopni gorączki i zapalenie płuc. Na przyjęcie czekała również kilka godzin i to na krześle w korytarzu. - Nikt się tam pacjentami nie interesuje, ludzie czekają nie wiadomo na co, zamiast jak najszybciej uzyskać pomoc. Co z tego, że ten szpital ma nowy blok operacyjny i przynosi zyski, jak zapomina się o pacjencie! - oburza się pan Andrzej. Z ordynatorem SOR-u nie udało się dziennikarzom "Dziennika Polskiego" wczoraj porozmawiać. Dyrektor Szpitala Powiatowego w Limanowej Dariusz Socha nie chciał tej sprawy komentować. - Robert Kowalik, ordynator SOR-u od dziś nie pracuje już w naszym szpitalu - oznajmił krótko. Opisana sytuacja to nie jedyny problem w limanowskim szpitalu zgłoszony przez czytelników "Dziennika Polskiego". Wiadomo także na przykład, że osoby, które nie są pacjentami lecznicy i mają skierowanie na zdjęcie RTG, muszą czekać na jego opis nawet dwa tygodnie... Kuba Toporkiewicz Czytaj więcej w środowym "Dzienniku Polskim": Cały świat popatrzy na Kraków Wybudują trzy ronda Niespodziewane trudności