W trakcie spotkania osiedla nr 4 m. in. z władzami miasta głos zabrał także właściciel, który zapewniał, że nie powstanie tam wytwórnia mas bitumicznych. Ludzie jednak nieufnie podchodzą do tych obietnic. Przy ul. Fabrycznej postawiono instalację, która mieszkańcom przypominała otaczarnię, czyli wytwórnię asfaltu. Ich niepokój zwiększyło obwieszczenie burmistrza o przeprowadzeniu postępowania oceniającego oddziaływanie "instalacji wytwórni materiałów do budowy dróg" na środowisko. Ludzie mieszkający w okolicy zaczęli wysyłać do burmistrza protesty, głównie przeciwko powstaniu wytwórni mas bitumicznych. - Inwestycja ta dotyczy suszarni piasku - wyjaśniał w czwartek na spotkaniu z mieszkańcami osiedla nr 4 Marek Czeczótka. - Jeśli tam miałaby powstać wytwórnia, to jestem przeciw. - Jest już jedna wytwórnia w Limanowej usytuowana w lesie i wystarcza, a po drugie rzeczywiście teren ten nie nadawałby się do tego rodzaju produkcji - mówił w czwartek na spotkaniu Marek Czeczótka. Głos zabrał także Andrzej Jasica, dyrektor wydziału budownictwa Starostwa Powiatowego w Limanowej, który potwierdził, że wniosek dotyczył sortowni i instalacji do suszenia piasku. - Nie mogło być w nim mowy o wytwórni mas bitumicznych - mówił Andrzej Jasica. - Nie mam tam zamiaru uruchamiać wytwórni asfaltu - powiedział Stanisław Tomaszek, właściciel instalacji. - Te maszyny przypominają otaczarnię, ale będą służyć do sortowania i suszenia piasku. Decyzji burmistrza potrzebowałem dlatego, że wystąpiłem o zamontowanie większych zbiorników na olej opałowy, który potrzebny jest jako paliwo do suszenia. Gaz nie zostanie mi podłączony, gdy nie będę miał drugiego, alternatywnego źródła zasilania. Wykorzystywane ono będzie np. w zimie, kiedy to w ogóle nie będę mógł dostać gazu. Proszę się nie martwić, zatruwania tam nie będzie. Później rozpoczęła się nerwowa z każdej ze stron dyskusja, w trakcie której inwestor odpowiadał m.in. na pytania, czy na kominach są odpowiednie filtry i czy automatycznie zostanie wyłączona instalacja w przypadku awarii. Stanisław Tomaszek potwierdził, że tak. - W tym celu jest tam 25 czujników, a wszystkim steruje komputer - mówił. Mieszkańcy pytali także, czy trzeba mieć drugie pozwolenie na budowę, w momencie kiedy właściciel instalacji chciałby przekształcić ją w otaczarnię. W odpowiedzi usłyszeli, że inwestor występuje wówczas o zmianę wydanego pozwolenia, jednakże w tym przypadku musiałby spełnić wiele wymagań. - Władze stosują wobec nas politykę faktów dokonanych, bo tu kolejna inwestycja już przecież powstała, a rozmawiają z nami dopiero teraz - mówili mieszkańcy. - Mamy złe doświadczenia i nie wiemy, co nas jeszcze spotka, bo kolejne działki na tym terenie są sprzedawane. Proszę przyjechać pomiędzy godz. 17 a 20, lub rano. Dymi każdy zakład. Rozmawialiśmy w tym temacie na poprzednich spotkaniach, miały zostać założone filtry, a czarny dym unosi się nadal dzień w dzień. Otaczają nas cisi zabójcy, a my tu mieszkamy. - Ja nie wiem, co byście na tym terenie chcieli. Niech sobie pani przypomni, co tam się działo w 1993 roku, gdy był wyciek oleju - włączył się do dyskusji Stanisław Piegza, członek zarządu powiatu. - Starostwo włożyło w rekultywację tego terenu 1,5 mln złotych. - Nie jesteśmy przeciwko przedsiębiorczości, ale chodzi o jakąś równowagę - padł głos z sali. - To co tam pani chciałaby sadzić? Kwiatki? - odpowiedział Stanisław Piegza. - Nie ulega wątpliwości, że ta inwestycja jest tam nietrafiona - zabrała głos Anastazja Brajner, limanowska radna. - Filtry gwarantują sprawność tylko wtedy, jeśli będą systematycznie wymieniane. Proszę państwa, te małe frakcje piasku są bardzo szkodliwe dla zdrowia. One bezpowrotnie wnikają do pęcherzyków płucnych i nie znikają. Słyszałam, że jest to groźniejsze niż azbest. Dlatego też proszę się nie dziwić, że są obawy społeczeństwa. Nie rozumiem podejścia pana Piegzy. Gdyby pan tu mieszkał, to inaczej by pan mówił - skomentowała. Mieszkańcy poruszyli także problem uciążliwego dojazdu tirów do wszystkich mieszących się w "strefie ekonomicznej" zakładów, który wiedzie przez mieszkaniowe osiedle. - Zaczynają nam pękać ściany - mówili. Urzędnicy starostwa odpowiedzieli, by szkody te zgłosić do nadzoru budowlanego. - Staramy się rozwiązać sprawę dojazdu i wyznaczyć go inną drogą, na razie chcemy wraz z firmami, które prowadzą tam działalność, poprawić nawierzchnię - wyjaśniał burmistrz. Kuba Toporkiewicz nowysacz@dziennik.krakow.pl