Upływ czasu osłabił zarówno skażenie promieniotwórcze, jak i lęk przed "upiornym atomem". Z Krakowa do Czarnobyla wyruszają autokary z miłośnikami niekonwencjonalnej turystyki. Wyprawy organizuje biuro turystyczne Bispol, które ma przedstawicieli m.in. w budynku Centrum Handlowego Tandeta. Bez dozymetrów Klaudiusz Walewski już dwa razy był w zamkniętej strefie, która otacza czarnobylską elektrownię. Dobrze pamięta datę awarii reaktora nr 4, bo 26 kwietnia to także imieniny Klaudiusza. W 1986 r. (wtedy doszło do wypadku w czwartym bloku) Walewski miał sześć lat i niewiele wiedział na temat reaktorów. Nasłuchał się ponurych historii o potężnym skażeniu. Dziś jest przekonany, że ludzie powtarzali bzdury. We wrześniu znów pojedzie do "zony", w której - jak twierdzi - jedynym zagrożeniem może być spotkanie ze stadem dzików. Katastrofa nie zabiła życia w strefie, na turystę czeka bujna przyroda. - Przyciąga mnie to, że jest to jedno jedyne takie miejsce na świecie. Największe wrażenie robi miasto Prypeć, z którego ewakuowano niemal 50 tys. mieszkańców. Powstało wymarłe "miasto duchów". Człowiek jest tam samotny i czuje się dziwnie - mówi Walewski. Mateusz Rak, pracownik Bispolu, odwiedzał "zonę" czterokrotnie. - Dwa ostatnie wyjazdy traktowałem już jako zawodowy obowiązek, ale dwa pierwsze spotkania ze strefą zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Żadne zdjęcia i filmy z Prypeci nie oddadzą nastroju, jaki tam panuje. Proszę sobie wyobrazić widok na bloki Nowej Huty, z których wysiedlono wszystkich mieszkańców. Dookoła otwarte okna budynków i dzika przyroda. To trzeba zobaczyć na miejscu - stwierdza. Do strefy jeżdżą krakowianie i ludzie z innych miast. Czarnobylski klimat przyciąga głównie młodych mężczyzn, ale wycieczkę za 590 zł wykupują czasem panowie w średnim wieku i dziewczyny. Jedni wycieczkowicze są fanami gry komputerowej Stalker, inni od dawna gromadzą wiedzę na temat katastrofy czarnobylskiej. Część uczestników wycieczek zabiera z sobą urządzenia do kontroli skażeń. Niektórzy wypożyczają taki sprzęt na Ukrainie. - Aparatura dodaje fasonu, dobrze wygląda na pamiątkowych zdjęciach. Nie ma praktycznego znaczenia, bo radiacja w większej części strefy nieznacznie przekracza naturalny poziom krakowski. W niektórych miejscach promieniowanie 40 razy przekracza polską dawkę, ale nawet takie skażenie nie zaszkodzi podczas krótkotrwałego pobytu - twierdzi Rak. Grupa za grupą Pracownicy Bispolu zorganizowali dwa wyjazdy w 2008 r. Cztery odbyły się w roku bieżącym. W planach są kolejne. Według danych biura podróży, popyt na takie wycieczki znacznie przekracza podaż. - Nie jesteśmy w stanie zabrać do Czarnobyla wszystkich chętnych. Ogranicza nas ukraińska biurokracja. Formalności, jakie trzeba załatwić przed wjazdem do "zony", są skomplikowane i czasochłonne. Punkty kontrolne na dojeździe do strefy nie przepuszczą autokaru, o ile nie będzie odpowiednich papierów od dyrektora administracyjnego "zony". Urzędnik nadaje wycieczce status wyprawy badawczej i półoficjalny wjazd staje się możliwy - informuje Rak. Organizatorom zależy na bezpieczeństwie wycieczkowiczów. Wypadek w "zonie" mógłby doprowadzić do likwidacji tam ruchu turystycznego. - Uczestnikom przypominamy o zakazie wchodzenie do najbardziej zdegradowanych budynków. Uświadamiamy, że na ulicy Prypeci można wpaść do niezabezpieczonego otworu po studzience ściekowej. Informujemy o najbardziej skażonych miejscach, gdzie lepiej się nie kręcić - opowiada pracownik biura podróży. Radiacja na wakacjach Wycieczkowicze, którzy podczas jednego weekendu oglądają Kijów i "zonę", objęci są standardowym ubezpieczeniem od następstw nieszczęśliwych wypadków. Nie dotyczy ono skutków napromieniowania, ale - według zapewnień Państwowej Agencji Atomistyki - rozsądny turysta nie zrobi sobie radiacyjnej krzywdy. Firma Bispol zabiera turystów do Czarnobyla. Promieniowanie na Ukrainie jest już znacznie słabsze, a atomowy skansen kusi. Marcin "Dobremann" Pflanz nie poprzestanie na jednym wyjeździe do Czarnobyla. - Za półtora miesiąca jadę znów. Zebrałem sporą grupę ludzi, którzy pojadą tam z nami - informuje. Wrażeniami, obrazami dzielą się uczestnicy czarnobylskich wyjazdów. Bispol nie jest monopolistą. - Inne polskie firmy sprzedają wycieczki do Kijowa, podczas których wyjazd do "zony" jest dostępny jako opcja. Stowarzyszenie z Warszawy urządza dłuższe pobyty w strefie. Na miejscu można spotkać turystów z Niemiec, Holandii, Czech - informuje Rak. Jak informuje rzecznik Instytutu Problemów Jądrowych, wyprawy do "zony" organizuje także pracownik IPJ. - Uczestnicy przestają wierzyć w, kolokwialnie mówiąc, ściemę o Czarnobylu. Mają okazję przekonać się, iż poziomy promieniowania w "zonie" i w Krakowie nie różnią się - powiedział dr Marek Pawłowski z IPJ. Katastrofa w Czarnobylu była wynikiem nieudanego eksperymentu, który miał zwiększyć bezpieczeństwo elektrowni. Reaktor (specyficzny typ z grafitowym tzw. moderatorem) wyprodukował nadmiar mocy, gdy operatorzy go wyłączali. W urządzeniu niebezpiecznie wzrosło ciśnienie, a reakcje wody chłodzącej z gorącymi elementami doprowadziły do wytworzenia się palnych gazów. Doszło do wybuchu i pożaru. Bez dyskusji przyjmuje się, że ok. 30 bezpośrednio narażonych zginęło w wyniku następstw awarii (urazy, ostra choroba popromienna u pracowników elektrowni i strażaków). To mała liczba ofiar, gdy porównuje się ją ze skutkami innych katastrof przemysłowych (wypadków w zakładach chemicznych, przerwań zapór wodnych). Spory dotyczą tego, na ile radiacja zaszkodziła zdrowiu okolicznej ludności. Jedni eksperci twierdzą, że szkodziła głównie panika. Inni mówią o ryzyku zachorowań na raka. W Polsce toczy się dyskusja na temat budowy na terenie kraju elektrowni jądrowej. Klaudiusz Walewski był na wycieczce w Czarnobylu i jest zwolennikiem atomu dla Polski. Mówi, że reaktory trzeba tylko dobrze nadzorować. - Wtedy energia jądrowa będzie prawdziwie ekologiczna - mówi. Dr Stanisław Latek, rzecznik Państwowej Agencji Atomistyki, uważa wycieczki do Czarnobyla za środek do przełamywania strachu przed energią jądrową. Pracownicy Bispolu obmyślają zaś inną atomową atrakcję - wycieczki do działającej elektrowni w Czechach. W kraju też można obejrzeć coś jądrowego. W Świerku pod Warszawą tysiące osób (głównie uczniowie i studenci) oglądają pracujący reaktor badawczy Instytutu Problemów Jądrowych. Zwiedzanie trzeba załatwić w IPJ (www.ipj.gov.pl). Łukasz Grzymalski lukasz.grzymalski@echomiasta.pl Komentarz redakcyjny Eweliny Zambrzyckiej Turystyka industrialna "Coraz mniej turystów w Krakowie!", "Kolejne hotele do zamknięcia", "Miasto nie wie, jak przyciągnąć turystów" - w erze globalnego kryzysu takie tytuły w krakowskich mediach powtarzają się z niezwykłą regularnością. A może warto pójść inną drogą? Przeglądając międzynarodowe portale turystyczne trudno jest nie odnieść wrażenia, że dla turystów młodego pokolenia bardziej atrakcyjny niż piękny Wawel może być nowohucki kombinat, a większe wrażenie niż Wieża Ratuszowa może wywołać "szkieletor". Kraków jest skupiony, zamknięty obręczą plant. Może warto ją nieco naruszyć i pokazać inny Kraków? Industrialny, odrapany, piękny w swej szpetocie. I już historyczny. Bo w końcu kto dzisiaj stawia socrealistyczne osiedla?