W czwartek około 10.30 dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem otrzymał telefoniczną informację, że przed domem przy ul. Smrekowej w Zakopanem znajduje się nieznany mężczyzna, który rzuca kamieniami w okno zgłaszającej. "Kolejne zgłoszenie z tego samego adresu zostało nagle przerwane lecz dyżurny usłyszał odgłosy dramatycznych wydarzeń. Na miejsce niezwłocznie skierowano patrole policyjne, które jeszcze na posesji zatrzymały 30-letniego mieszkańca Zakopanego. Mężczyzna w chwili zatrzymania był bardzo agresywny i pobudzony" - relacjonował Gleń. W budynku funkcjonariusze znaleźli dwie ciężko ranne kobiety. Jedna z nich - 72-latka - nie dawała oznak życia, a druga - 76-latka, była w ciężkim stanie. Służby ratunkowe, które przybyły na miejsce zdarzenia, udzieliły poszkodowanym pierwszej pomocy i zabrały kobiety do szpitala. Niestety 72-letniej kobiety nie udało się uratować. Jej 76-letnia siostra przeszła operację ratującą życie i obecnie przebywa w szpitalu. Według policji mężczyzna najprawdopodobniej nie znał kobiet, które zaatakował. Rodzina 30-latka dla "TP": Mówiłam, że brat dziwnie się zachowuje Rodzina Andrzeja Ł. jest wstrząśnięta tym, co się stało. Jak ustalił "Tygodnik Podhalański", 30-latek od dziecka leczył się psychiatrycznie. Jednak w ostatnim okresie nie brał leków. Siostra Andrzeja Ł. stwierdziła, że brat był w "psychozie". Kobieta pokazała także "Tygodnikowi Podhalańskiemu", połączenia ze swojego telefonu wykonywane wieczorem w dzień poprzedzający tragedię. Siostra dzwoniła na policję. "Mówiłam, że brat dziwnie się zachowuje, że wyszedł z domu i nie wiadomo gdzie jest. Usłyszałam, że ponieważ nie jest agresywny, to nic nie mogą zrobić" - tłumaczyła siostra Andrzeja Ł.Wcześniej 30-latek nie był karany i notowany przez policję. Usłyszał zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa, do których przyznał się, odmawiając składania wyjaśnień. Za ten czyn grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności.