- Zagrożenie skażeniem może mieć charakter ponadlokalny. Miasto nie dysponuje środkami i siłami, aby temu zagrożeniu sprostać - powiedział Lasyk. Rafineria niemal do końca lipca przetwarzała olej opałowy na napędowy - oczywiście nielegalnie. Po zatrzymaniu jej właściciela przez policję cały teren z kilkoma wielkimi zbiornikami i cysternami dostał się pod dozór prokuratury. Teraz musi ona wydać zgodę nawet na wejście do przetwórni strażaków likwidujących wyciek. Ile oleju trafiło do ziemi nie wie tak naprawdę nikt. Jutro mają to ocenić specjaliści. Wiadomo, że już podczas swej działalności rafineria skaziła ziemię. Wyciek ze zbiorników mógł trwać nawet ponad miesiąc. - Strażacy zebrali ponad 100 litrów oleju z przydrożnego rowu, ale najbardziej obawiają się opadów deszczu - powiedział komendant Józef Galica. - Dodatkowo jeszcze prowadzone są działania zabezpieczające, mające na celu niedopuszczenie przedostawania się ropopochodnych do potoku Czerwonka - dodał. Wyciek przy nowotarskim lotnisku można śmiało nazwać katastrofą ekologiczną. Jej usuwanie zapewne potrwa długo i pochłonie sporo pieniędzy. Na razie jednak nie wiadomo, kto za to zapłaci. Właściciel rafinerii jest w areszcie, a właściciela terenu Centralnej Szkoły Spadochronowej nie stać na taką akcję.