Sądecka prokuratura wszczęła natychmiast czynności wyjaśniające przyczynę tej zagadkowej śmierci, a rektor uczelni po konsultacji z samorządem studenckim zdecydował się na przerwanie trwających od piątku juwenaliów. Rzecznik policji, Beata Frohlich, ograniczyła się do lakonicznej informacji potwierdzającej sam fakt śmierci studenta na jednym z ogrodzeń przy ulicy Grottgera. - Martwy student został znaleziony na ogrodzeniu i być może powodem śmierci mogło być wykrwawienie - powiedziała Beata Frohlich. - To jednak są tylko wstępne przypuszczenia. Sprawę przejęła prokuratura. My ze swej strony na razie wykluczamy udział osób trzecich. Będą badane różne wątki, między innymi to, czy zdarzenie miało bezpośredni związek z trwającymi w mieście juwenaliami studenckimi. Czy w pobliżu ogrodzenia znajdował się w nocy sam, czy też w większym gronie osób. Na obecną chwilę nie są znane wyniki badania krwi, tak więc trudno powiedzieć, czy w chwili tragicznego zdarzenia był pod wpływem alkoholu bądź też innych środków. W tej chwili traktujemy to jako nieszczęśliwy wypadek. Z sytuacji, w jakiej martwy chłopak został znaleziony, wynika, że forsował ogrodzenie od zewnątrz, a więc, że chciał się dostać na teren należący od dawna do policji, gdzie znajdują się warsztaty, a obecnie trwa budowa nowej komendy. Czego tam szukał? Czy w chwili wchodzenia na płot był w pełni świadom tego, co robi i gdzie się znajduje? Na te pytania w chwili obecnej nie ma odpowiedzi i nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek ją poznamy. Policyjny teren ogrodzony jest solidną siatką ze słupkami, na zakończeniu których zamocowany został potrójny rząd drutu kolczastego. Część frontowa ogrodzenia przylega do ulicy Grottgera, natomiast boczna sąsiaduje z ornym polem i odchodzi w głąb całkowitego bezludzia. To właśnie do tej strony próbował dostać się za siatkę feralnej nocy student . O świcie przypadkowy przechodzeń zobaczył go w nienaturalnej pozycji przewieszonego przez ogrodzenie i zaplątanego w drut kolczasty. W nocy w tym miejscu panuje mrok, nawet gdyby wzywał pomocy, są marne szanse, że ktokolwiek usłyszałby jego wołania. Ponad dwieście metrów od miejsca tragedii znajdują się brama zakładów Konspol i dyżurka strażnika. - Jak obejmowałem rano dyżur, widziałem przy budowie jakichś ludzi, ale nie wiedziałem, że ktoś tam zmarł - relacjonował strażnik. - Mój zmiennik z nocy nic nie mówił, więc niczego nie zauważył. Tam jest ciemno. Z dyżurki nie widzimy tej części ogrodzenia, bo zasłaniają go drzewa. - W nocy obudziła nas głośna grupa młodych ludzi - poinformował jeden z mieszkańców początkowej części ulicy Grottgera, gdzie po obu stronach jest gęsta zabudowa domków jednorodzinnych. - Wiedziałem, że są juwenalia, więc się nikt w domu już tym specjalnie nie interesował. Tu często słychać młodzież, bo z tyłu, za naszymi domami są akademiki WSB. Od Grottgera do akademików WSB-NLU przy Jana Pawła II rzeczywiście jest rzut kamieniem. W sobotę po południu przed akademikami siedziało dużo młodych ludzi. Rozmawiali półgębkiem o tym, co się wydarzyło ich koledze. - Znaliśmy go - powiedział jeden ze studentów. - Fajny był. On tu nie mieszkał. Właściwie był już po studiach. Kończył marketing i zarządzanie. Do płotu pan trafi bez problemu. Pod ogrodzeniem stoją znicze. Miejsce przy siatce jest zajeżdżone samochodami. W trawie kilka lampek nagrobnych. Nad siatką rozcięty drut kolczasty, wygięty słupek. Widocznie trzeba było użyć narzędzi, by z pułapki oswobodzić ciało. Od strony akademików podchodzi kolejna grupka studentów. - Mieszkałem z nim razem na pierwszym roku - opowiada jeden. - Boguś był chłopakiem z fantazją. Pochodził spod Warszawy. W czerwcu miał bronić pracę dyplomową. Na WSB studiuje jego młodszy brat. Wiadomość dotarła rano na uczelnię. Przekazał ją szef do spraw studenckich Tadeusz Węgrzyński. - Nie znaliśmy i nadal nie znamy zbyt wielu szczegółów dotyczących tej tragedii - usłyszeli dziennikarze "Dziennika Polskiego" od rektora WSB-NLU Wiktora Cwynara. - Rada uczelniana, nie oglądając się na to, czy śmierć naszego studenta ma jakikolwiek związek z juwenaliami, po krótkiej dyskusji podjęła decyzję o wstrzymaniu wszystkich imprez o charakterze rozrywkowym od sobotniego popołudnia. To jest wstrząs dla całej naszej społeczności akademickiej. Nie przypominam sobie, by w historii WSB-NLU coś podobnego zdarzyło się w Nowym Sączu. Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa, która także miała swoje imprezy juwenaliowe, nie zdecydowała się na ich przerwanie. - Mieliśmy na ten temat bardzo gorącą naradę, zastanawialiśmy się, co robić - powiedział kanclerz PWSZ, Zbigniew Zieliński. - W sobotę przed południem z drogi do Krakowa zawrócił z tego powodu rektor Zbigniew Ślipek. Konsultowaliśmy sprawę z Jackiem Łukasikiem, przewodniczącym samorządu uczelnianego. Postanowiliśmy nie przerywać swoich imprez. Natomiast nasz samorząd nosi się z zamiarem wystosowania do kolegów z WSB-NLU specjalnego pisma kondolencyjnego. Brat tragicznie zmarłego studenta wczoraj wybrał się do domu z dramatyczną wiadomością. Wcześniej nikt nie miał odwagi powiadomić rodziny o tym, co się stało. Wojciech Chmura