Nie było świątecznej atmosfery, ale przepychanki i wyzwiska. Wiele osób odeszło z kwitkiem. Inni odstąpili w obawie przed agresją grupy Romów, którzy co roku pierwsi przychodzą po dary, i to oni odeszli spod ratusza z siatkami wyładowanymi jajkami. Poruszająca się o kulach 80-letnia Rozalia Czernecka przyjechała autobusem trochę później, żeby uniknąć pierwszej fali Romów. - W ubiegłym roku popchnęli mnie tak niefortunnie, że dwa tygodnie nie mogłam chodzić, bo miałam uszkodzone kolano - powiedziała "Dziennikowi Polskiemu". Wczoraj pani Rozalia przyjechała za późno. Tymczasem romskie kobiety opuszczały rynek z siatkami pełnymi jaj, bo przyprowadziły całe rodziny. I były na tyle ekspansywne, że dla nich nie zabrakło. Przy okazji doszło między nimi do awantury, którą musieli tonować strażnicy miejscy. - Chcieliśmy wyjść do ludzi z życzeniami, rozdawać jajka i składać świąteczne życzenia. Tymczasem wyszło inaczej. Wszystkie przygotowane jajka rozdaliśmy w kwadrans - mówiła Małgorzata Grybel, rzecznik prasowy prezydenta, której przypadło niemiłe zadanie wyjaśniania przybyłym nieco później mieszkańcom miasta, że już nie ma dla nich jaj. Akcję rozdawania jajek na Wielkanoc prezydent zorganizował po raz trzeci. W latach poprzednich wolontariusze rozdawali wiktuały zza stołów (wtedy, prócz jajek, były babki, kiełbasa i chrzan). W tym roku było skromniej i inaczej. Harcerze mieli wyjść do ludzi, ale nie zdążyli. Policja i straż miejska pilnowała porządku. - Nie jesteśmy zaskoczeni. Ludzie to są ludzie, nie wszystkich da się upilnować - mówił Kuba Pękała, przyboczny z Pierwszej Nowosądeckiej Drużyny Wędrownej "Czarna Jedynka" przy I LO. MONIKA KOWALCZYK