Niewykluczone, że już od jesieni ubiegłego roku mężczyzna przebywał w Białym Dunajcu koło Zakopanego. Natomiast w szałasie na Polanie Kopieniec spędził nie więcej niż dwa, do trzech dni. Co robił jednak od jesieni do lutego? Tego niestety nie wiadomo. Rozpoznał go i zgłosił się na policję Po opublikowaniu w mediach zdjęcia Włodzimierza N., do zakopiańskiej policji zgłosił się mieszkaniec Białego Dunajca, który przypomniał sobie, że pod koniec października lub na początku listopada podwoził mężczyznę ze zdjęcia swoim samochodem. Miał go zabrać "na stopa" przy moście w Białym Dunajcu i wysadzić w pobliżu dworca kolejowego w Zakopanem. Jechali razem kilkanaście minut i w tym czasie nawiązała się między nimi rozmowa. Kierowca pytał Włodzimierza N. skąd pochodzi. Ten odpowiedział, że z Pomorza. Kolejne pytania dotyczyły jego ubioru. Nowe fakty ws. "Człowieka z gór" Zobacz więcej na RMF24 Na uwagę mieszkańca Białego Dunajca, że w górach robi się coraz zimniej, a on jest raczej cienko ubrany, pasażer miał powiedzieć, że jest byłym żołnierzem i przeszedł odpowiednie szkolenie, które pozwoli mu bez problemu poradzić sobie w temperaturze do minus 20 stopni. Tyle pamięta kierowca - mężczyzna nie chce ujawniać swojego nazwiska. Śnieg zatarł ślady Szef Straży Tatrzańskiego Parku Narodowego Edward Wlazło starał się ustalić, jak długo Włodzimierz N. przebywał w szałasie, w którym odnaleźli go 10 lutego pracownicy TPN. Na miejsce wyruszył trzyosobowy patrol, który po śladach na śniegu starał się między innymi dowiedzieć, skąd przyszedł i czy wędrował gdzieś z polany. Niestety - świeży śnieg zatarł wszelkie ślady. Pracownicy TPN przypuszczają jednak, że mężczyzna w szałasie nie przebywał dłużej niż dwa, do trzech dni. Pracownicy Parku Narodowego zawsze sprawdzają bowiem, czy ktoś - mimo zakazu - nie biwakuje w szałasach. Jest to także miejsce, gdzie chętnie wybierają się na spacery turyści i mieszkańcy Zakopanego. Ktoś z pewnością zauważyłby mężczyznę ukrywającego się w szałasie. Jak się okazało, Włodzimierz N. starał się radzić sobie, tak jak go szkolono. Znalazł dwie stare kołdry, z których zrobił legowisko na pewnej wysokości nad ziemią, by nieco izolować się od zimna. To niewiele mu pomogło, bo temperatura w tym czasie spadała w Tatrach w nocy do minus 25 stopni. Kiedy go odnaleziono, miał już poważne odmrożenia. Dlaczego akurat tu? Nie bardzo wiadomo dlaczego mężczyzna wybrał sobie na kryjówkę właśnie jeden z szałasów na Polanie Kopieniec. Nie jest to bardzo odludne miejsce, choć z pewnością mniej uczęszczane niż szałasy w Dolinie Jaworzynki czy niedalekiej Olczyskiej albo na Hali Kondratowej. - Przypuszczamy, że przebywał tam nie dłużej niż dwa, do trzech dni. W innym wypadku jakiś turysta czy pracownik Tatrzańskiego Parku Narodowego z pewnością zauważyłby jego obecność - powiedział komendant Wlazło. Co robił i gdzie przebywał miedzy początkiem listopada, kiedy spotkał go kierowca z Białego Dunajca, a lutym, kiedy został odnaleziony w szałasie, tego nie wiadomo. Tajemnicą pozostaje także czemu postanowił najbardziej mroźne dni lutego spędzić w górskim szałasie. Trafił pod opiekę specjalistów 19 lutego Włodzimierz N. został przewieziony ze szpitala w Zakopanem do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Tuż po przyjeździe do Warszawy pacjentem zajął się chirurg plastyczny i neurolog. Miał także trafić pod opiekę psychologa. Cały czas czuwa przy nim także specjalnie oddelegowana pielęgniarka. Od tamtej pory niewiele wiadomo o stanie jego zdrowia. Rodzina byłego żołnierza nie życzy sobie informowania mediów o jego samopoczuciu. Po tygodniowym pobycie w zakopiańskim szpitalu, pobycie dodajmy w całkowitym milczeniu, były żołnierz odnaleziony w Tatrach zaczął mówić. Ale nie w języku polskim. Mężczyzna rozmawiał z lekarzem oraz z dyrektorem zakopiańskiego szpitala po angielsku i po arabsku. Potwierdził, że był na zagranicznych misjach, nie odpowiedział jednak na pytanie, jak się nazywa. Krótka historia człowieka z Tatr Przypomnijmy: 36-latek z Węgorzewa został odnaleziony w piątek, 10 lutego, przez patrol leśniczych w szałasie pasterskim w rejonie Doliny Olczyskiej w Tatrach. Z licznymi odmrożeniami trafił do szpitala. Był przytomny, ale nie było z nim kontaktu. Po kilku dniach policja potwierdziła tożsamość mężczyzny - rodzina zidentyfikowała go na podstawie upublicznionego zdjęcia. Mężczyzna w czerwcu ubiegłego roku powiedział rodzinie, że wyjeżdża za granicę na trzy lata. Wcześniej był zawodowym żołnierzem, służył w wojsku do 2006 roku - m.in. na dwóch misjach zagranicznych w Libanie i w Iraku. Zakończył służbę z powodu kłopotów zdrowotnych. Do 2008 roku dostawał rentę, jednak ponieważ nie stawił się w kolejnym wyznaczonym terminie przed komisją lekarską, wypłacanie świadczenia wstrzymano.