Ze względu na dobro pokrzywdzonej prokurator nie podaje nazwy miejscowości, w której mieszkała ani żadnych innych danych. Wiadomo natomiast, że kobieta do domu męża wprowadziła się po ślubie w latach 90. Niebawem jej życie zamieniło się w koszmar. - Przez pierwsze pół roku spała na podłodze, przykryta śpiworem. Dopiero później, za własne pieniądze, kupiła sobie wersalkę - opowiada Janina Tomasik, prokurator rejonowy z Limanowej. - Traktowana była jak przedmiot, musiała wykonywać najcięższe prace w gospodarstwie domowym. Zamiast maszyny rolniczej musiała ciągnąć pług, kopać na wiosnę rowy, dźwigać dachówki, nawet wtedy, gdy była prawdopodobnie w ciąży. Poniżano ją, oblewano nieczystościami. Mąż zabrał jej rentę. Kilkakrotnie uciekała wraz z dzieckiem do swoich rodziców. Jak informuje prokurator, wszystkiemu przez lata przyglądał się duchowny, krewny męża, który nie tylko nie udzielił kobiecie żadnej pomocy, ale - jak ustaliła prokuratura - sam groził wywiezieniem jej do "wariatkowa", jeżeli poskarży się organom ścigania. Przed składaniem zawiadomień "przestrzegała" kobietę cała rodzina. Głównemu podejrzanemu - mężowi pokrzywdzonej - postawiono już zarzuty znęcania się, przywłaszczenia renty i niealimentacji. Zastosowano wobec niego dozór policyjny, poręczenie majątkowe i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej. Grozi mu do pięciu lat więzienia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. - Sprawa jest rozwojowa - mówi Janina Tomasik, dodając, że prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów wszystkim członkom rodziny. TOP