Zgodnie z projektem ustawy antykorupcyjnej przygotowanym przez posłankę PO Julię Piterę radny nie będzie mógł pracować w samorządowej szkole, teatrze, czy domu kultury. Intencja tych zapisów jest taka, aby osoba, która ma etat w placówce utrzymywanej z budżetu gminy nie miała żadnego wpływu na jej finansowanie. Teraz radni, którzy są nauczycielami, decydują o budżetach szkół, a także o dodatkach do pensji nauczycielskiej, wypłacanych z kasy gminy. Według Julii Pitery taka sytuacja to sprzeczność interesów. Dlatego w przygotowanym przez nią projekcie uchwały antykorupcyjnej znalazł się zapis, że radny nie może być zatrudniony na postawie umowy o pracę w "jednostce samorządu terytorialnego, w której uzyskał mandat". - To oznacza, że nie może pracować nie tylko w Urzędzie Miasta, Zarządzie Infrastruktury Komunalnej i Transportu, zakładzie ekonomiki oświaty i innych jednostkach gminnych, ale także szkołach samorządowych, należących do miasta teatrach, domach kultury - wylicza Beata Kowalówka, dyrektor Kancelarii Rady Miasta w Urzędzie Miasta Krakowa. Teraz radny miejski nie może być zatrudniony w Urzędzie Miasta, nie wolno mu także być dyrektorem szkoły samorządowej. Jeśli ta lista zostanie rozszerzona o wszystkich pracowników szkoły, teatrów oraz domów kultury, to z liczącej 43-osoby krakowskiej rady musiałoby odejść osiem osób: głównie nauczycielki (Elżbieta Sieja, Barbara Mirek-Mikuła, Agata Tatara, Marta Patena), ale także pracownicy domów kultury (Wojciech Hausner, Bartłomiej Kocurek, Iga Lipiec, która wkrótce ma zastąpić radnego Kajetana d' Obyrna) oraz radny Jerzy Fedorowicz pracujący w Teatrze Ludowym. - To są przepisy doprowadzone do absurdu. Intencja antykorupcyjna jest słuszna, ale takie zapisy nie rozwiązują problemu - uważa Wojciech Hausner, radny PiS (pracuje w domu kultury). Jego zdaniem ustawa najwięcej zamieszania wprowadzi w gminach wiejskich, gdzie zdarza się, że większość radnych to nauczyciele. Podobnego zdania są także samorządowcy niezrzeszeni, którzy proponowali wprowadzenie ostrzejszych przepisów antykorupcyjnych. - Zapisy antykorupcyjne powinny przede wszystkim objąć radnych dzielnicy, którzy mogą być dyrektorami szkoły, w przeciwieństwie do radnych miejskich. Mogą też prowadzić firmy i zlecać sobie projekty finansowane z budżetu dzielnicy. Tego jednak nie ma w projekcie Pitery - mówi Krzysztof Sułowski, radny niezrzeszony. Według niego zakaz pracy w szkole dla radnego nie jest tak konieczny jak wprowadzenie w dzielnicach takich samych przepisów antykorupcyjnych, jakie obowiązują radnych miejskich. Projekt ustawy antykorupcyjnej Pitery dodaje także inne ograniczenia; radni nie mogliby posiadać więcej niż 10 proc. akcji lub udziałów w spółkach z udziałem gminy lub województwa. Przeciwko takim zapisom są nawet radni Platformy. - Ten dokument ma wiele niedoróbek. Jeśli wszedłby w życie, to z pracy na rzecz samorządu zostałyby wyeliminowane osoby przedsiębiorcze, z klasy średniej, a także spora część inteligencji, jaką stanowią nauczyciele. Według tego projektu nawet pracownik administracyjny czy woźny w szkole nie mógłby być radnym - mówi Paweł Sularz, przewodniczący PO w Radzie Miasta. Grażyna Fijałkowska (PO), do niedawna nauczycielka w szkole samorządowej, uważa, że takie rozwiązania są zbyt skrajne. - Niedługo tylko bezrobotni będą mogli pełnić funkcję radnego. Przecież każdy reprezentuje interesy jakiejś grupy zawodowej, z której się wywodzi. Równie dobrze można zarzucić architektom, że lobbują na rzecz architektów, czy lekarzom, że dbają w radzie o sprawy medyczne - uważa radna Fijałkowska. Nowe rozwiązania antykorupcyjne podobają się Bolesławowi Kosiorowi, przewodniczącemu klubu PiS w Radzie Miasta. - Jestem całkowicie za. Zasada jest taka, aby nie decydować o sprawach, w których mamy jakiś interes. Radni decydują o pieniądzach dla szkół i nauczycieli, nie powinni być nauczycielami - mówi Bolesław Kosior. Jego zdaniem jeszcze ważniejsze jest wprowadzenie przepisów antykorupcyjnych w dzielnicach, bo ich szefowie będą dalej mogli nie tylko pracować w szkole, ale także nią kierować, czego już teraz nie wolno radnemu miejskiemu. - Dlatego w niektórych dzielnicach szkoła, w której dyrektorką jest przewodnicząca dzielnicy, dostaje więcej na swoje remonty niż inne placówki - mówi radny. Stanowisko w sprawie nowych przepisów antykorupcyjnych zajęła także Unia Metropolii Polskich. Jej przedstawiciele uznali, że projekt wymaga doprecyzowania, o jakie jednostki samorządu terytorialnego chodzi: czy wszystkie (także muzea, przychodnie), czy też tylko związane z urzędem miasta. Na razie projekt ustawy jest konsultowany, jeszcze nie trafił do Sejmu. Agnieszka Maj amaj@dziennik.krakow.pl