Ekspertyza jest już w posiadaniu Prokuratury Rejonowej w Muszynie, która będzie mogła w oparciu o nią postawić ewentualne zarzuty. - Jest to ekspertyza uzupełniająca, sporządzona na zlecenie Prokuratury Rejonowej w Muszynie przez Zakład Medycyny Sądowej we Wrocławiu - poinformowała nas Beata Stępień - Warzecha, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. - Biegli stwierdzili w niej szereg nieprawidłowości w postępowaniu lekarzy, zwłaszcza w procesie strategii diagnostycznej, kolejności badań. Mówi się także o nieprawidłowych decyzjach związanych z transportem i postępowaniem w trakcie transportu. Biegli dostrzegają związek przyczynowy pomiędzy tymi nieprawidłowościami, a narażeniem chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Dotyczy więc to zarówno szpitala krynickiego jak Sadeckiego Pogotowia Ratunkowego. Jak dowiedział się "Dziennik Polski", w ekspertyzie padają konkretne nazwiska lekarzy, którym przypisane są określone niewłaściwe, zdaniem ekspertów, działania. Z konkluzji ekspertyzy o związku przyczynowego wydarzeń wynika, że przy ewentualnym stawianiu zarzutów przez prokuraturę, w grę może wchodzić paragraf 3 artykułu 160 Kodeksu Karnego mówiący o odpowiedzialności za narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Natomiast może nie mieć zastosowania artykuł 155 KK o nieumyślnym spowodowaniu śmierci z poważniejszymi z tego tytułu konsekwencjami karnymi. Do tragicznego zdarzenia doszło 15 lipca 2008 roku na terenie ośrodka kolonijnego w Szczawniku. W trakcie zabawy na boisku Kamila przygniotła bramka, uderzając go poprzeczką w klatkę piersiową i jak się później okazało, powodując pęknięcie serca. Chłopca najpierw ratowała kolonijna pielęgniarka, później wezwane pogotowie, które zawiozło go do szpitala w Krynicy. Tam stan chłopca najpierw się poprawił, potem raptownie pogorszył. Do dyspozycji prokuratury zostały zabezpieczone nagrania długotrwałych rozmów, przegadywań się dyspozytorki z lekarzem o transport z krynickiego szpitala do Nowego Sącza. Podczas gdy targowano się o karetkę, chłopiec choć ratowany miejscowymi sposobami, pomału umierał. Zgon nastąpił w cztery godziny po wypadku. Zeszły one na udzielaniu pomocy przez pielęgniarkę, załogę karetek sądeckiego pogotowia z podstacji w Krynicy, lekarzy z krynickiego szpitala, ponownie przez załogę karetki z krynickiej podstacji, następnie po przesiadce w Łabowej przez załogę "erki" wysłanej na spotkanie z Nowego Sącza i w końcu przez lekarzy sądeckiego szpitala. (WCH) Czytaj również: STRAŻAK OCHOTNIK PRZYZNAŁ SIĘ, ŻE PODPALAŁ DZIENNIKARZE Z CAŁEGO ŚWIATA SPOTKAJĄ SIĘ W KRAKOWIE PIERWSZY TAKI HOTEL W EUROPIE ZNOWU NA SPRZEDAŻ