Tego rodzaju forma leczenia ma wiele plusów. Wykorzystanie nowych technologii pozwala na przesyłanie zdjęć najwyższej jakości, wyników badań itp. i tym samym postawienie diagnozy na odległość. Zdiagnozowani pacjenci przez telefon otrzymują od lekarza wytyczne dotyczące np.dawek leków. Chorzy oszczędzają czas i siły, a placówki medyczne oszczędzają pieniądze - wylicza walory telemedycyny "Dziennik Polski". Problem jednak w tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce finansować żadnych świadczeń z zakresu telemedycyny, bo - jak argumentują urzędnicy - nie ma ich w katalogu świadczeń, finansowanych z pieniędzy publicznych. NFZ zauważa też, iż status usług telemedycznych nie jest usankcjonowany prawnie, nie ma też jasności, czy zastąpią one bezpośredni kontakt lekarza z chorym. W efekcie polscy pionierzy tego sposobu leczenia, m.in. z krakowskiego szpitala im. Jana Pawła II, zmuszeni są do występowania o dofinansowanie z zagranicy. Ponad 2 mln euro wsparcia udzieliły nam Norwegia, Islandia oraz Liechtenstein, gdzie nie jest już kwestionowana większa skuteczność tej metody i efektywność w porównaniu do medycyny tradycyjnej. Ale taka doraźna pomoc nie rozwiązuje problemu. Jeśli NFZ nie zmieni zdania i nie zacznie finansować usług telemedycznych, zaczną one w Polsce zanikać - ubolewa "Dziennik Polski".