Są ławki i jest spokój. Jest akurat tyle, ile potrzebuje grupka amatorów trunków, by urządzić... Pozostańmy przy nazwie "spotkanie". Plac Wolności w Nowym Brzesku oferuje obie te bezcenne wartości. Gdy jeszcze jest pogoda, niczego więcej do szczęścia nie potrzeba. Spotkania zaczynają się często jeszcze przed południem. Wraz z ilością spożytych procentów wzrasta głośność rozmów, potem dosadność używanych argumentów, a kończy się nierzadko agresją. Ludzie się boją - Jest to problem, którym powinna się bliżej zainteresować policja. Jeżeli tak się nie stanie, niedługo nie będzie się dało tamtędy przejść - interpelowała na ostatniej sesji Rady Gminy w Nowym Brzesku Danuta Czechowicz, nauczycielka w nowobrzeskiej szkole. Tak się składa, że szkolne okna wychodzą dokładnie na plac Wolności. Młodzi ludzie mają zatem okazję przyglądać się wzorcom niekoniecznie godnych naśladowania. Sytuacja jest chyba poważna, skoro trudno znaleźć odważnego, który poskarżyłby się na panujące na placu Wolności obyczaje i nie zechciał pozostać przy tym anonimowym. - Jeżeli ja coś powiem i podam to pod swoim nazwiskiem, to na drugi dzień będę miała powybijane szyby w oknach albo poprzecinane opony w samochodzie. Nie mówię już o tym, co usłyszę, gdybym musiała tamtędy przejść - mówi jedna z mieszkanek Nowego Brzeska. Mieszkańcy twierdzą, że młodzi ludzie zachowują się wulgarnie, często dochodzi do awantur, nawet bijatyk. Ludzie są zaczepiani, wyzywani. Padają nawet zarzuty o zażywaniu narkotyków. Ich zdaniem policja nie potrafi skutecznie poradzić sobie z tym problemem. - Kiedy podczas kolejnej awantury ktoś zgłosił o tym policji, przyjechali, zabrali najbardziej agresywnego osobnika, ale po kilkudziesięciu minutach wrócił i odgrażał się szkolnym sprzątaczkom, gdyż uznał, że to one wezwały policję - mówią. Policja odpiera zarzuty Z zarzutem nieskuteczności działania nie zgadzają się policjanci. - Zgłoszeń o tym, że na placu Wolności dochodzi do awantur, otrzymujemy niewiele. A trudno podejmować interwencje, gdy nie wiemy o incydencie. Osobom zgłaszającym zapewniamy anonimowość, jeżeli tylko sobie to zastrzegą. Co do opisanego przypadku to widocznie nie było podstaw, by przetrzymywać zatrzymanego osobnika. Aby tak było, musiałby stanowić realne zagrożenie dla innych ludzi. Najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku byłoby ponowne zgłoszenie, że mężczyzna w dalszym ciągu się awanturuje i odgraża - mówi komendant powiatowy policji w Proszowicach podinsp. Mariusz Marchut. Zdaniem Jacka Zawartki, przewodniczącego nowobrzeskiej rady gminy, sposobem na rozwiązanie, albo chociaż złagodzenie problemu, mogłoby być doświetlenie placu. Wójt gminy Jan Chojka jednak zastrzega: - Wszystkie nowe punkty świetlne, jakie planowaliśmy na ten rok, zostały skreślone. Nie ma na to pieniędzy, ponieważ duże środki musieliśmy przeznaczyć na usuwanie skutków powodzi - tłumaczy. Z drugiej strony, skoro imprezy odbywają się od rana, oświetlenie wcale nie musi być lekarstwem. Problem wraca W Nowym Brzesku wszyscy doskonale wiedzą, kto spędza czas na placu Wolności. - To są ciągle te same osoby - mówią. Policja też świetnie ich zna. Kiedyś "urzędowali" głównie na Rynku, ale prowadzące prace modernizacyjne sprawiły, że zmienili miejsce. Ślady ich działalności można było znaleźć na stadionie Nadwiślanki, gdzie znajdywano porzucone butelki. - Kiedyś udało nam się uporać z tym problemem. Ówczesny dzielnicowy po prostu tak długo nękał ich kontrolami, że sytuacja się uspokoiła. Teraz sprawa wróciła ponownie. Niestety, jakiś odsetek młodzieży nie potrafi normalnie funkcjonować w społeczeństwa, sprawia kłopoty i pewnie będzie sprawiać - mówi wójt Chojka. Zdaniem komendanta Marchuta sprawa wygląda nieco inaczej. - Specyfika Nowego Brzeska jest taka, że problem chuligaństwa powraca falami. Po kilku latach względnego spokoju, następuje wzrost poziomu niekorzystnych zjawisk. W tym momencie, zdaje się, problem narasta. Oczywiście, będziemy się starali z nim walczyć, ale do tego potrzebna będzie również współpraca ze strony osób, które czują się zagrożone - stwierdza. Aleksander Gąciarz proszowicki@dziennik.krakow.pl Czytaj również: Każdy mieszkaniec Krakowa ma do spłacenia 2774 złotych za gminę Likwidator chce sprzedać drogi? Marketing firm czy element kampanii wyborczej?