W lipcu, na Włosienicy, gdzie kończy się trasa fasiągów, czyli kilkunastoosobowych wozów, którymi wożeni są turyści na trasie do Morskiego Oka, padł po skończonym kursie "Jordek", jeden z koni na niej pracujących. Rozpowszechniony w internecie amatorski film wideo, pokazujący konanie konia, wywołał wiele kontrowersji. Oskarżano fiakrów o zamęczanie koni dla "dutków", pojawiły się głosy, by zrezygnować z takiej formy transportu na rzecz na przykład elektrycznych "meleksów". - Jestem zdecydowanie przeciwny takim pomysłom - mówi Andrzej Gąsienica-Makowski, starosta tatrzański. - Dyskutowaliśmy o tym, co zrobić, by ten dotychczasowy transport funkcjonował w sposób właściwy, co należy poprawić. Od nowego roku na drodze ma obowiązywać nowy regulamin dla fiakrów. - Trudno jeszcze mówić o jego konkretach - zaznacza starosta. - Na pewno pojawi się "wizyta fiakierska" - dokonywanie badań koni przed sezonem, z udziałem nas, parku, weterynarzy, organizacji społecznych. Andrzej Gąsienica-Makowski nie chce na razie przesądzać wprowadzenia dziennego limitu kursów czy zmniejszenia dopuszczalnego obciążenia wozów, które obecnie wynosi 15 osób. - Są na ten temat różne opinie, będziemy jeszcze zbierać ekspertyzy, decyzje zapadną na następnym spotkaniu w grudniu. Nowy regulamin wprowadzi prawdopodobnie częstsze niż dotychczas kontrole w trakcie sezonu, choć starosta nie uważa, że może to zapobiec wypadkom: - U ludzi też się zdarza, że rano się badają i wszystko jest w porządku, a wieczorem mają zawał. Kontrole będą - ale bez przesady. Chcemy za to zaproponować fiakrom szkolenia, jak rozpoznawać niepokojące objawy u ich koni. Utrzymanie "końskiego" transportu do Morskiego Oka nie satysfakcjonuje tych, którzy proponowali jego zniesienie: - Wcześniej czy później być może przepisy unijne tę sprawę uregulują - liczy Ewa Matuszewska, rzecznik zakopiańskiego Urzędu Miasta. - To nie tylko kwestia litości nad zwierzętami, która przyznaję - jest mi bardzo bliska, ale także ochrony środowiska Tatr, przecież końskich odchodów się tak łatwo nie sprząta jak psich w miejskim parku. Matuszewska przyznając, że utrzymanie regionalnego charakteru transportu może mieć lepsze znaczenie promocyjne niż jego inne rodzaje, zdecydowanie odpiera jednak zarzuty, że likwidacja fasiągów może odebrać środki do życia kilkudziesięciu rodzinom z bukowiańskiej gminy: - Te same osoby mogłyby przecież jeździć innym rodzajem transportu. Być może na takich wózkach dałoby się nawet więcej zarobić. Rzeczniczka urzędu liczy, że górale sami dojdą do takiego wniosku: - Jeżeli te zapowiadane kontrole będą rzeczywiście częstsze i szczegółowe, będzie przestrzegana maksymalna liczba pasażerów, to być może okaże się, że po prostu nie opłaca się jeździć fasiągami. (LK)