Na Błoniach w Krakowie grupa osób spacerowała z psami, które nie były na smyczy. Strażnicy filmowali je, aby mieć dowód na to, że popełniono wykroczenie. Do obserwacji użyli również lornetki. - Kiedy osoby z psami zobaczyły strażników, zapięły zwierzętom smycze. Na początku nie przyznawały się do popełnienia wykroczenia. Przyznały się dopiero po udowodnieniu im go na podstawie zapisu filmowego - informuje Marek Anioł, rzecznik Straży Miejskiej w Krakowie. Dodaje, że wśród osób z psami była córka radnego Tomasza Bobrowskiego. Nie miała jednak dokumentów. Była tam również żona Tomasza Bobrowskiego, która się wylegitymowała. Po jakimś czasie na miejsce przyjechał Tomasz Bobrowski. - Idąc w stronę strażników oraz w czasie pertraktacji z nimi rozmawiał przez telefon komórkowy, powtarzając wielokrotnie zwrot "panie komendancie". Komendant krakowskiej Straży Miejskiej Janusz Wiaterek potwierdza, że radny do niego wtedy kilkakrotnie dzwonił. Wyjaśnił mu, że zawsze może odmówić przyjęcia mandatu i wtedy sprawę rozpatruje sąd. Komendant nie zamierzał natomiast dzwonić do strażników i mówić im, co mają robić w tym przypadku, wychodzi bowiem z założenia, że wszyscy są równi wobec prawa - zaznacza Marek Anioł. Wszystko skończyło się więc tym, że żona radnego Tomasza Bobrowskiego zapłaciła mandat w wysokości 200 zł. - Radny zaznaczył jednak, że na tym sprawa się nie skończy - mówi Marek Anioł. Kontynuacja miała miejsce na ostatniej sesji Rady Miasta Krakowa. Tomasz Bobrowski złożył interpelację do prezydenta Krakowa, podpisaną przez większość krakowskich radnych. "Trzech strażników w nieoznakowanym samochodzie z ukrycia filmowało grupę ludzi i bawiące się psy. Taki sposób inwigilacji jest nielegalny, narusza dobra osobiste i prawo do wizerunku, budzi również złe skojarzenia z czasami PRL-u" - napisał radny w interpelacji. Zaznaczył, aby jego pismo traktować jako wyraz głębokiej troski o dobre imię krakowskiej Straży Miejskiej. Dodał, że chodzi o interwencję patrolu na Błoniach 17 czerwca, której był świadkiem. - W czasie tej interwencji ukarano kilka osób, w tym moją żonę, za wyprowadzanie psa bez smyczy - i bardzo dobrze, bo prawo musi być przestrzegane. Wielki niesmak budzi jednak forma interwencji - uważa Tomasz Bobrowski. W piśmie podkreślił, że według jego informacji od wielu lat nie zanotowano faktu pogryzienia człowieka przez psy na Błoniach. - Szkodliwość społeczna czynu jest więc znikoma. Czy więc zasadne jest przeznaczanie znacznych środków na filmowanie osób wyprowadzających psy? Być może łatwiej ukarać staruszkę z jamnikiem niż patrolować ciemne parki i blokowiska, zakładać blokady niż budować parkingi? Nie chcę Straży Miejskiej, która inwigiluje i represjonuje mieszkańców, ale Straży, która pomaga i chroni - podkreśla Tomasz Bobrowski. Dodaje, że być może z tego powodu nie udzielono pomocy kobiecie, której ranny pies wykrwawił się, a Straż Miejska oświadczyła, że patrol może przybyć za pół godziny. Komendant SM w pisemnej odpowiedzi wyjaśnił radnemu, że w tym przypadku wszystko przebiegało zgodnie z zasadami służby.A jak jest z filmowanie przez Straż Miejską i korzystaniem przez strażników z nieoznakowanych samochodów? Marek Anioł wyjaśnia: - Podczas czynności służbowych strażnicy używają lornetek oraz aparatów fotograficznych czy też kamer. Zdjęcia albo obraz filmowy mogą później służyć jako dowód przewinienia. Takie działanie jest zgodne z prawem, jeżeli zdjęcia i filmy służą jedynie jako materiały dowodowe. Strażnicy mogą podejmować interwencje z wykorzystaniem radiowozów albo nieoznakowanych samochodów, jeżeli jest taka potrzeba. Nieraz mieszkańcy wręcz chcą, aby samochód był nieoznakowany, ponieważ sprawca przestępstwa czy przewinienia widząc oznakowane auto ma większą możliwość ucieczki z miejsca zdarzenia. Tomasz Bobrowski zastanawia się, gdzie mieszkańcy mają wyprowadzać psy, skoro miasto nie wskazuje terenów do tego przeznaczonych. TYM ptymczak@dziennik.krakow.pl