W wyniku czwartkowej burzy w Tatrach, śmierć poniosło pięć osób, w tym dwoje dzieci. Jedna śmiertelna ofiara burzy była po stronie słowackiej. Do szpitali w Małopolsce trafiło 157 osób. "To było ogromne wyzwanie dla nas wszystkich. W akcję było zaangażowanych wiele służb. Oceniamy, że akcja ratunkowa przebiegła bardzo sprawnie, bo w bardzo krótkim czasie, w zasadzie w ciągu czterech godzin wszyscy, którzy potrzebowali pomocy ją otrzymali" - mówił naczelnik TOPR. "Taki wypadek, jaki miał miejsce w czwartek, jest absolutnie poza naszymi wcześniejszymi doświadczeniami" - dodał. 180 osób w akcji W akcję było zaangażowanych około 80. ratowników TOPR, wspomaganych przez ratowników GOPR i strażaków PSP oraz OSP. Zadania były skoncentrowane w okolicach Giewontu, gdzie w użyciu był śmigłowiec TOPR. Kolejny śmigłowiec LPR lądował na Hali Kondratowej, zabierając poszkodowanych. Bezpośredni udział w działaniach w Tatrach brała grupa 180 osób. Od początku działania ratownicze koordynował TOPR. "Chciałem podziękować wszystkim służbom, które nas wspierały. Ratownicy GOPR oraz strażacy okazali się niezbędni w takiej sytuacji" - mówił naczelnik TOPR. W akcji pomagały również osoby przypadkowe, na przykład na Hali Kondratowej pomoc zaoferował turysta - ratownik medyczny, który pomagał na miejscu w schronisku, gdzie jak powiedział naczelnik, był zorganizowany "polowy szpital". Ratowników wspierały również zakopiańskie restauracje, dowożąc żywność dla służb. Co się dzieje po porażeniu piorunem? Ratownik medyczny wyjaśnia