Pierwsi chętni mogli to zrobić już w niedzielny wieczór tuż po godzinie 20. W tym czasie Wawel opuścili ostatni z uczestników pogrzebu i rodzina Lecha oraz Marii Kaczyńskich, którą skromnym poczęstunkiem podejmował po pogrzebie wawelski proboszcz. Marta Kaczyńska z mężem Marcinem Dubienieckim i z córeczką Ewą oraz Jarosław Kaczyński tuż po pogrzebie przyjmowali kondolencje. - Prócz bólu i przygnębienia na ich twarzach malowało się ogromne zmęczenie. Przewidując to, przygotowaliśmy dla nich pokoje, gdzie mogli odpocząć i wypić herbatę - relacjonuje ks. prałat Zdzisław Sochacki, proboszcz wawelski. W czasie, gdy oficjalni goście podejmowani byli w jednym z wawelskich pokoi przez władze Krakowa, Polski i Małopolski, rodzina prezydenckiej pary skorzystała z gościny proboszcza. Jego gospodyni podała ciepły posiłek i upieczone przez siebie ciasto. Ks. Sochacki przeznaczył dla gości dwa pokoje na II piętrze "wikarówki", gdzie sam mieszka. W tym samym budynku, tyle że na I piętrze, przed laty posilał się Jan Paweł II podczas nawiedzenia katedry w czasie jednej z pielgrzymek do ojczyzny. Niemal w tym samym momencie, gdy rodzina i inni uczestnicy pogrzebu opuścili Wawel, do krypty pod wieżą Srebrnych Dzwonów weszli pierwsi chętni do oddania hołdu tragicznie zmarłym. Jednymi z pierwszych byli dziennikarze. Pogrzeb Lecha i Marii Kaczyńskich relacjonowało ponad 3 tysiące dziennikarzy z kraju i zagranicy. Wokół wzgórza Wawelskiego były m. in. ekipy reporterskie z USA, Rosji, Gruzji, Turcji, Czech, Słowacji, Niemiec i innych państw. W tym czasie u podnóża wawelskiego wzgórza stał już tłum liczący kilkaset osób. Z chwilą, gdy dano hasło, iż krypta jest otwarta, tłum dosłownie biegiem udał się pod Bramę Herbową. Policja i pracownicy Straży Wawelskiej wpuszczali ludzi grupami, po 30 osób. Można było wejść jedynie do przedsionka z sarkofagiem prezydenckiej pary. Krypta Piłsudskiego została zamknięta kratą. Wejścia do niej strzegła też pełniąca wartę honorową grupa harcerzy i strażników miejskich. Jako jedna z pierwszych na warcie w krypcie stanęła Paulina z 13. szczepu ZHP Kraków-Podgórze. - Jestem tak samo wzruszona jak ci ludzie, którzy tu przychodzą. Dotykają sarkofagu, modlą się. Widać, że chcieliby tu stać jak najdłużej - opowiadała reporterce "Dziennika Polskiego". Nie mogli, bo na schodach czekała kolejna grupa, następne 30 osób, chcących pokłonić się prezydenckiej parze. To, iż ostatnie pożegnanie przebiegło bardzo sprawnie, było zasługą strażników katedry. "Proszę podchodzić, bardzo proszę, prawa strona i do końca, bardzo proszę", "serdecznie państwu dziękuję, kolejna grupa, proszę prawą stroną i do końca". Pracownicy katedralnej straży grzecznie, lecz stanowczo przez całą noc dyrygowali ruchem. Wszyscy podziwiali ich godne zachowanie. Niemal przez całą noc czuwał również ks. prałat Zdzisław Sochacki, proboszcz wawelski. - Największe tłumy odwiedziły kryptę pod wieżą Srebrnych Dzwonów przez pierwsze kilka godzin po pogrzebie. Nad ranem było trochę luźniej. Wszyscy zachowywali się bardzo spokojnie. Niektórzy podchodzili do mnie, podawali rękę, a nawet próbowali całować "z wdzięczności" - jak mówili - za organizację "tak wspaniałej i podniosłej uroczystości". Jakiś starszy pan ze łzami w oczach powiedział, że jest wzruszony, iż "tak wiele zrobiono dla pana prezydenta" - mówi ks. Sochacki. Tuż po pogrzebie zmieniły się zasady ruchu turystyczno-pielgrzymkowego w katedrze na Wawelu. Do krypty, w której spoczywały dotąd szczątki marszałka Józefa Piłsudskiego, a w niedzielę zostało złożone ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony, wchodzi się obecnie osobnym wejściem i za darmo. Grażyna Starzak Czytaj również: Spontaniczny odruch serca...Oddają hołd i obiecują, że nie zapomną Nadzieja na glinianych nogach Urzędniczki musiały zwrócić 20 tys. złotych