Wyczyn wymaga nie lada odwagi, bo łódź nie ma ani silnika, ani wioseł. Jest w niej też niewiele miejsca - niecały metr kwadratowy. - Gdyby chcieć się przeciągnąć, to nogi wystają z jednej strony, a głowa z drugiej. Jednak tu nie chodzi o wygodę, a o szansę na przygodę - zaznacza Bierowiec. 58-latek wyzwań się nie boi, choć przyznaje, że rejs do najłatwiejszych należał nie będzie. - Wisła jest dzika i nieobliczalna. Może to moje ostatnie większe z nią spotkanie - mówi. Co ciekawe, śmiałek, choć od ponad 40 lat jest żeglarzem, nie nauczył się dobrze pływać. - Po prostu na łodzi nigdy nie zdejmuję kamizelki ratunkowej - stwierdza Bierowiec. Rejs, który ma się zacząć 15 sierpnia, spodobał się magistrackim urzędnikom. Bierowiec poprosił o nieformalny patronat i popłynie łódką z logiem miasta Krakowa. - Popieramy wszelkie ekologiczne inicjatywy na spędzanie wolnego czasu. Pomysł nam się podoba - podkreśla Jan Machowski z biura prasowego UM Krakowa.