Wszystko zaczęło się od kontroli syna pani Doroty. Chłopak miał przy sobie ważny bilet, ale kontrolerzy nie mogli go zweryfikować czytnikiem - relaccjonuje przebieg zdarzeń reporter radia RMF FM. Chłopak został ukarany mandatem w wysokości 100 złotych. Po wyjaśnieniach karę cofnięto, ale zażądano 5-złotowej opłaty manipulacyjnej. Za co? W skrócie można uznać, że za... udowodnienie niewinności. - To opłata za pracę, którą wykonuje urzędnik - tak Marek Gancarczyk z krakowskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego próbował wytłumaczyć sens nakładanej opłaty manipulacyjnej, którą ustaliła Rada Miasta. Ostatecznie MPK, po analizie sprawy Pani Doroty, przeprosiło ją za zamieszanie i anulowało opłatę.